Notowania na Wall Street zaczęły się wczoraj od falowania indeksów. Gracze mogli mieć mieszane uczucia w związku z danymi makro, jak też wypowiedziami szefa Fedu, który stanowczo zachęcał banki do gromadzenia kapitału.
Od trzech dni gracze na Wall Street stają przed szansą wyprowadzenia wskaźnika S&P 500 na poziom najwyższy od pierwszej połowy stycznia. Od początku wczorajszej sesji znów jednak nie chcieli z tej szansy skorzystać. Trudno się jednak dziwić niechęci do zdecydowanych zakupów papierów, biorąc pod uwagę niejednoznaczność danych makro. Z jednej strony wskaźnik aktywności ekonomicznej w Filadelfii wyraźnie się poprawił, ale z drugiej spadł taki sam wskaźnik dla regionu Nowego Jorku, a produkcja przemysłowa USA obniżyła się ponad dwa razy bardziej od prognoz. Trudno też jednoznacznie zinterpretować wypowiedzi Bena Bernanke. Wezwał on banki do gromadzenia kapitału, który ma się przydać na inwestycje, gdy gospodarka przyspieszy.
Po kilku godzinach handlu na Wall Street S&P 500 rósł o 0,1 proc., zaś wśród spółek, których akcje drożały, był m.in. koncern naftowy Exxon. Spadek produkcji przemysłowej źle wpłynął z kolei na kurs United Technologies.
W Europie Zachodniej gracze mogli się wczoraj cieszyć ze wspaniałego wzrostu gospodarczego w Niemczech i całej strefie euro. Problem jednak w tym, że nie wiadomo, czy europejska gospodarka także i w bieżących trzech miesiącach będzie odporna na problemy w USA. Te dylematy widać w zachowaniu indeksów. Z rana paneuropejski DJ Stoxx 600 spadał nawet o 0,8 proc., potem wyszedł na lekki plus. Podobnie jak wskaźniki największych giełd, skończył dzień w pobliżu zamknięcia ze środy.
Bardzo chętnie kupowano wczoraj akcje kilku dużych spółek, które ogłosiły korzystne wyniki finansowe. W tym gronie znalazły się m.in. brytyjski telekom BT Group, francuski koncern medialny Vivendi oraz niemiecki potentat budowlany Hochtief. Papiery wszystkich trzech firm drożały o 5-7 proc.