Koniec ekonomii, czyli warszawski emeryt kontra światowa finansjera

W takiej atmosferze najczarniejsze proroctwa mogą się okazać samospełniającą się przepowiednią...

Aktualizacja: 27.02.2017 12:11 Publikacja: 14.06.2008 09:08

Ja wiem, co wie światowa finansjera. A ona już wie, że ja też wiem. Sam ją o tym powiadomiłem za pośrednictwem ambasady Stanów Zjednoczonych - tej treści wiadomość nadeszła niespodziewanie kilka, może kilkanaście miesięcy temu, chyba nawet w szczycie giełdowej koniunktury, i wstrząsnęła nami do głębi. Bo najpierw wprawdzie popukaliśmy się w czoło, ale potem...

Wykres Dow Jonesa (niewyraźny, ale duży rysunek był dołączony do listu), najważniejszego może indeksu giełdowego na świecie, nie pozostawiał złudzeń. Mówił wszystko tym, którzy wiedzą. Także tym, którzy chcą patrzeć i słuchać. Krach to łagodne słowo na opisanie tego, co ujrzeliśmy. "Koniec ekonomii jest już bliski" - czytaliśmy dalej z zapartym tchem. Koniec Wall Street i gospodarki, jaką znamy. "Finansjera ukrywa to dla własnych korzyści, ale ja chcę ostrzec świat". Wizja giełdowej apokalipsy, hiobowe wieści, kasandryczne przepowiednie? Coś jeszcze gorszego. To pewnik. "Koniec nastąpi wkrótce" - twierdził natchniony, zdaje się, warszawski emeryt, który odkrył równie silne i owocne powołanie do tropienia spisków międzynarodowej finansjery, jak i do analizy technicznej.

"Wzywam analityków świata do dyskusji" - tak rozpoczął się jeden z ostatnich listów (tego samego autora), bodaj sprzed pół roku, a nam dreszcze przeszły przez skórę. Najtęższa spośród naszych głów poczuła się wywołana do tablicy. Popatrzyła uważnie. Oczekiwaliśmy, że wybuchnie śmiechem, machnie ręką albo przynajmniej pokręci nosem. Ale tylko smętnie popatrzyła i z niewyraźną miną przytaknęła: niebezpieczeństwo jest całkiem... realne! Jeśli - i tu posypały się hipotezy, obliczenia i dowody na ich poparcie. Tak umarła w nas nadzieja. Osikowym kołkiem było dla niej to, co wydarzyło się zaraz potem na giełdach całego świata. Kołek pozostawił wyraźną zadrę w sercu, bo przecież dziś jesteśmy, przynajmniej na polskim rynku, niemal w tym samym miejscu, co pół roku temu.

Jednak w sercu optymisty nadzieja nigdy nie umiera na dobre. Tym bardziej że końca ekonomii jakoś nie widać. Jest mowa o podwyżkach stóp procentowych, o obawach przed spowolnieniem gospodarki i wysoką inflacją (stagflacja staje się lub stanie wkrótce na świecie bardzo modnym słowem - pytanie, na jak długo), o gigantycznych spekulacjach na rynku surowców czy żywności, o reperkusjach wciąż tlącego się kryzysu subprime. Słowem - o kłopotach. Ale na razie tylko o kłopotach.

Finansjerze przybywa powodów do zmartwienia, ale też wciąż ma się ona dobrze. Ekonomia też się trzyma całkiem nieźle, tym bardziej że recesja przestaje być dyżurnym straszakiem na byki.

Listy emeryta z Warszawy okazały się jednak w pewnej mierze prorocze. Nie brak też głosów, że proroctwo spełni się zupełnie, jeśli jeszcze nie teraz, to następnym razem. I nie są to głosy byle kogo, ale profesjonalistów najwyższej próby. Wielkich inwestorów, znanych analityków, doświadczonych ekonomistów. W takiej atmosferze najczarniejsze proroctwa mogą się okazać samospełniającą się przepowiednią...

Sami oceńcie, czy lepiej było żyć w nieświadomości, czy poznać prawdę zawczasu. Wprawdzie o końcu ekonomii - teraz czy dopiero za jakiś czas - wcale nie musiałem Wam mówić, ale skoro finansjera wie, że inni też już wiedzą, to po co robić z tego tajemnicę? I jeszcze jedno: każdy koniec był początkiem czegoś nowego, zwykle też - lepszego. I tym optymistycznym akcentem...

Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego
Gospodarka
Ludwik Sobolewski rusza z funduszem odbudowy Ukrainy
Gospodarka
„W 2024 r. surowce podrożeją. Zwyżki napędzi ropa”
Gospodarka
Szef Fitch Ratings: zmiana rządu nie pociągnie w górę ratingu Polski
Materiał Promocyjny
Jak zbudować efektywny HR i skutecznie zarządzać kapitałem ludzkim?
Gospodarka
Czy i kiedy RPP wróci do obniżek stóp?
Gospodarka
Złe i dobre wieści przed COP 28