Sytuację panującą od końca lipca na naszym rodzimym parkiecie można określić jako korektę (spadkową) korekty (wzrostowej) rozpoczętej w połowie lipca. Już samo to stwierdzenie obrazuje, że inwestorzy mogą obecnie mieć sporo wątpliwości co do dalszego rozwoju wydarzeń. Z technicznego punktu wydarzenia nie pojawiły się dotąd żadne sygnały zmiany trendu zniżkowego. Jeszcze kilka tygodni temu rynek testował nowe minima bessy, a późniejsze odbicie nie doprowadziło do pokonania wiarygodnego poziomu oporu (pierwszym w kolejności dla WIG-u jest styczniowy dołek - 44509 pkt). Opadający i znajdujący się mniej więcej w połowie przedziału swoich wahań oscylator stochastyczny pokazuje, że jest jeszcze miejsce na powrót WIG-u do lipcowego dołka, choć trzeba przyznać, że niedźwiedzie wykazują się znacznie mniejszą determinacją niż w czasie pamiętnych najbardziej dotkliwych fal spadkowych (w połowie stycznia czy w pierwszej połowie lipca).
Dylematy wcale nie znikają, jeśli spojrzeć na czynniki fundamentalne. Owszem, wyceny wielu spółek są zachęcające (zwłaszcza jeśli za punkt odniesienia przyjąć sytuację sprzed roku). Stopniowe ich kupowanie powinno zapewnić dodatnie stopy zwrotu w perspektywie od kilkunastu miesięcy do kilku lat. Sęk w tym, że jeśli spojrzymy np. na różnicę w wycenach między małymi i dużymi spółkami, to widać, że potencjał do obniżania się cen akcji jeszcze istnieje. C/Z dla firm z sWIG80 wciąż przekracza 15, co oznacza, że jest wyraźnie wyższy niż w przypadku tuzów z WIG20 (nieco ponad 12).
Można sobie tymczasem wyobrazić sytuację, że ta relacja byłaby odwrotna. Takie odwrócenie byłoby pochodną kontynuacji tendencji z ostatnich kilkunastu miesięcy (małe spółki tanieją szybciej niż duże). Po drugie, niższe wyceny małych firm byłyby konsekwencją obaw przed pogorszeniem koniunktury gospodarczej, o którym coraz częściej jest mowa ("maluchy" radzą sobie gorzej w warunkach kurczącego się popytu w porównaniu z dużymi przedsiębiorstwami o ugruntowanej pozycji i dużych zasobach). W tej sytuacji "kusząca" wydaje się hipoteza zakładająca jeszcze jedną, być może ostatnią, falę spadkową.