Sytuacja techniczna amerykańskiego S&P 500 nie maluje się w różowych barwach. Poniedziałkowe obsunięcie indeksu (o 1,5 proc.) samo w sobie nie byłoby może nadzwyczajnym wydarzeniem z uwagi na wciąż sporą zmienność, ale doprowadziło ono do naruszenia istotnego wsparcia. Jest nim linia krótkoterminowego trendu zwyżkowego biegnąca po serii dołków intraday począwszy od 15 lipca.
Naruszenie tej linii pozwala przypuszczać, że rozpoczyna się faza testowania siły popytu, który do tej pory podnosił kursy głównie na fali entuzjazmu związanego z zakończeniem panicznej wyprzedaży. Dochodzimy do momentu, w którym można będzie stwierdzić, czy ten zapał był słomiany (co oznaczałoby koniec korekty i powrót do trendu spadkowego), czy może jest to jedynie chwilowa zadyszka byków.
Istotne dla sytuacji technicznej jest również to, że wspomniana linia krótkoterminowego trendu wzrostowego tworzy wraz z linią biegnącą po lokalnych szczytach formację klina zwyżkującego. Jeśli popatrzymy na przebieg wszystkich poprzednich korekt w ramach trwającej bessy, to okazuje się, że każda z tych korekt przyjmowała właśnie formę klina.
Różnica była w zasadzie jedynie taka, że raz klin taki obejmował kilka tygodni, a innym razem (między marcem i majem) kilka miesięcy. Wybicie w dół z takiej formacji zawsze było sygnałem albo natychmiastowego powrotu dotkliwych spadków, albo fazy dystrybucji przed tymi spadkami. To tylko potwierdza, w jak niebezpieczną fazę wkroczył S&P 500. Rośnie zagrożenie powrotu indeksu w kierunku lipcowego dołka.
Niezbyt korzystnie przedstawiają się też perspektywy rynków Europy Zachodniej. W trakcie ostatniego odbicia niemiecki DAX nie zdołał nawet dotrzeć do linii trendu spadkowego biegnącej po szczytach z przełomu roku oraz z maja. Również i w tym przypadku istnieje groźba testu lipcowego dołka w perspektywie najbliższych tygodni.