Wczorajsza sesja na warszawskim parkiecie wpisała się w scenariusz, który obserwujemy od kilku dni. Po raz kolejny obroty były niskie (tym razem tylko nieznacznie wyższe niż w poniedziałek). Dla szerokiego rynku wyniosły one 590 mln zł.

W takich warunkach notowania spółek osuwają się nie tyle z powodu napływu negatywnych informacji, ile raczej ze względu na brak popytu.

Nie pomagają też na pewno doniesienia świadczące o tym, że nadal nie widać poprawy na amerykańskim rynku nieruchomości. Dodatkowo coraz bardziej umacnia się przekonanie, że trudno będzie o dobrą koniunkturę w gospodarce Stanów Zjednoczonych w drugiej połowie roku.

Kondycję polskiego parkietu z kolei pokazała reakcja inwestorów po zakończeniu sezonu publikacji wyników kwartalnych. W ciągu trzech sesji od ostatniego raportu przekazanego przez firmę należącą do WIG20 indeks ten stracił 3,5 proc. Jest to zastanawiające w sytuacji, gdy to właśnie przedsiębiorstwa z głównego indeksu giełdowego najbardziej poprawiły wyniki. Widać zatem, że lepsza kondycja finansowa jest obecnie tylko i wyłącznie pretekstem do realizacji zysków przez inwestorów. Reakcje rynku są niepewne, zaś obniżanie cen docelowych przez biura maklerskie w rekomendacjach sugeruje, że skutki spowolnienia gospodarczego dla spółek giełdowych nadal jeszcze nie zostały zdyskontowane.

Z punktu widzenia analizy technicznej bardzo prawdopodobne są dalsze spadki, dla których krótszym pierwszym poważnym testem może być dołek z połowy lipca. Tuż po długim sierpniowym weekendzie doszło do przebicia średniej 45-sesyjnej na WIG20. Obecnie zaś, po klasycznym ruchu powrotnym do linii przełamania, obserwujemy prawdopodobnie początek kolejnej fali spadkowej. Niewykluczone zatem, że wzrosty trwające od drugiej połowy lipca po raz kolejny były jedynie krótkoterminową korektą trendu spadkowego. Zachowanie indeksów od pewnego czasu przemawiało za takim scenariuszem. Niskie obroty oraz słabe zachowanie w obliczu oporów nie napawały optymizmem.