Rozpoczęcie postępowania naprawczego lub nawet postawienie w stan upadłości Szame sugerują prawnicy z zewnętrznej kancelarii. "Parkiet" dotarł do ich raportu, który został przygotowany na zlecenie zarządu Mewy. Z dokumentu wynika, że na koniec maja tego roku zobowiązania (w większości krótkoterminowe) w 100 proc. zależnego Szame wynosiły blisko 7,3 mln zł. Przekraczały wartość majątku trwałego. Ujemne kapitały własne, firmy handlującej bielizną w sieci salonów firmowych sięgały 845 tys. zł.
Józef Kiszka, prezes Mewy, przyznaje, że zlecił przygotowanie opinii o Szame. Jego zdaniem, postawienie spółki zależnej w stan upadłości jest jednak posunięciem, które na razie nie jest brane pod uwagę. J. Kiszka podkreśla, że ostatnio Szame dostało wsparcie: 2 mln zł w formie pożyczki i 1 mln zł w ramach podwyższenia kapitału. Wkrótce ma nastąpić kolejny zastrzyk finansowy, tym razem na kilkaset tysięcy złotych. Przypomnijmy, że Mewa na początku 2007 r. dokupiła 80 proc. udziałów Szame za około 1,5 mln zł.
Odzież obok bielizny
Po ostatnim dokapitalizowaniu kapitały własne spółki zależnej są już dodatnie. Nie rozwiązuje to jednak problemu, z jakim boryka się Szame. Wyroby spółki sprzedają się bardzo słabo. - Przyjęliśmy, że oferta Szame to produkty z wyższej półki. Okazało się jednak, że jest zbyt uboga, aby osiągnąć sukces - tłumaczy Kiszka.
Spółka zależna pogłębia straty grupy. W II kwartale tego roku jej strata netto sięgnęła 700 tys. zł, a w I półroczu 1,5 mln zł. Grupa kapitałowa była na minusie odpowiednio: 2,1 mln zł (5,4 mln zł przychodów) i 4,3 mln zł (obroty około 9,6 mln zł).