Ropa naftowa na rynku nowojorskim taniała wczoraj w stosunku do zamknięcia z wtorku o ponad 1 proc. i kosztowała 108,3 USD za baryłkę. Był to czwarty dzień spadku z rzędu. Zdaniem analityków, ceny mogą wkrótce testować poziom 100 USD za baryłkę.
Notowaniom nie udało się dotrzeć poniżej 106 USD za baryłkę, poziomu najniższego od kwietnia, na którym to znajdowały się w trakcie wtorkowej sesji. Nie zmienia to faktu, że sytuacja jest korzystna z punktu widzenia posiadaczy krótkich, a nie długich pozycji. Koncerny naftowe, m.in. Royal Dutch Shell i ConocoPhillips, dokonały już wstępnych oględzin platform wiertniczych i instalacji naftowych na Zatoce Meksykańskiej po przejściu huraganu Gustav i nie stwierdziły większych zniszczeń. Produkcja będzie mogła tam zostać wznowiona w ciągu kilku dni, więc ropy przybędzie. Choć i tak nie powinno jej zabraknąć w wyniku wczorajszej decyzji amerykańskiego rządu o uwolnieniu części rezerwy strategicznej. Na wybrzeżu Zatoki Meksykańskiej wznowią pracę także rafinerie.
Spadkowi notowań ropy może też sprzyjać dalsze umacnianie się dolara, które jest efektem słabych danych m.in. ze strefy euro przy nieco lepszych prognozach dla gospodarki amerykańskiej. Wczoraj za 1 euro płacono już mniej niż 1,45 USD i dolar był w stosunku do euro najsilniejszy od siedmiu miesięcy. Ważne dla walut, więc również dla ropy naftowej i innych surowców, będzie dzisiejsze posiedzenie Europejskiego Banku Centralnego oraz Banku Anglii.
Na rynku w Londynie za baryłkę ropy Brent płacono wczoraj po 107,9 USD, po spadku o 1,25 USD.