Donald Tusk niespodziewanie ogłosił wczoraj termin przyjęcia unijnej waluty. - Naszym celem jest rok 2011. To zadanie trudne, ale wykonalne - powiedział premier, występując na Forum Ekonomicznym w Krynicy. To wywołało euforię na rynkach. W pewnym momencie złoty umocnił się wobec euro nawet o 9 gr, przekraczając poziom 3,39 EUR/PLN. Znacząco obniżyła się także rentowność obligacji skarbowych - w przypadku papierów dziesięcioletnich spadła o niemal 20 pkt bazowych, do 5,87 proc.
Pierwsza taka deklaracja
To pierwsza tak wyraźna zapowiedź gabinetu PO-PSL, co tłumaczy reakcję inwestorów. Do tej pory rząd niechętnie informował o planowanym kalendarzu integracji walutowej. Zarówno premier, jak i minister finansów mówili, że zanim poda się datę, należy gospodarkę i finanse państwa przygotować do zmian. Szef MF Jan Vincent-Rostowski obawiał się szczególnie ataków spekulantów w momencie, gdy Polska przystąpi do obowiązkowego mechanizmu ERM2, który zakłada stabilizację kursu waluty wobec euro przez dwa lata przed jego przyjęciem. Dlatego optował za dalszym obniżeniem deficytu, tak aby nie wróciły problemy ze spełnieniem kryterium fiskalnego. Jeszcze dwa lata temu Polska nie potrafiła utrzymać deficytu sektora finansów publicznych poniżej 3 proc. PKB.
Problem z konstytucją
- To bardzo ważne oświadczenie. Byłbym jednak ostrożny w jego ocenie. Teoretycznie możliwe jest przyjęcie euro w 2011 r., ale technicznie jest to mało prawdopodobne. Poza tym dobrze byłoby zobaczyć tę datę w jakiejś rządowej strategii - zauważył Adam Antoniak, ekonomista BPH.