Inwestorzy z niepokojem wsłuchują się w doniesienia z sektora finansowego. Przez ostatnie dni dzień w dzień napływają informacje zachęcające do pozbywania się akcji z tej branży.
Ma ona wciąż ogromny wpływ na ogólną koniunkturę, ale jest to zrozumiałe. Spółki finansowe, mimo gwałtownych zniżek cen ich walorów, wciąż mają bardzo istotny wpływ na wartość S&P 500. Jednocześnie od kondycji firm z tej branży zależy sytuacja gospodarcza - wielkość zatrudnienia, dostęp do kredytów.
Wydaje się jednak, że koncentracja uwagi inwestorów na spółkach finansowych może prowadzić do mylnych wniosków. Tworzy nadzieję, że jeśli nie spełnią się pesymistyczne scenariusze dotyczące bankructw w sektorze, giełdy odżyją. A tak raczej nie będzie ze względu na to, że kłopoty przekładają się na sytuację w coraz większej liczbie segmentów gospodarki. Potwierdzenia takich obaw inwestorzy będą szukać w wynikach III kwartału.
Do rozpoczęcia ich publikacji zostało jeszcze mniej więcej 3 tygodnie, ale z każdym dniem wyobrażenie o nich będzie coraz bardziej zaprzątać uwagę inwestorów. Liczono na przerwanie niekorzystnej passy spadku zysków, ale raczej do tego nie dojdzie.
Sytuacja techniczna S&P 500 przedstawia się klarownie. Indeks dotarł do silnego wsparcia w postaci lipcowego dołka. Biorąc pod uwagę, że wsparcie już raz obroniło się, ale nie spowodowało to wyraźniejszej poprawy notowań, druga próba jego pokonania powinna zakończyć się sukcesem sprzedających. To zaś przesądzałoby o kontynuacji zniżek. Droga do 1100 pkt stanęłaby otworem.