Zgodnie z tym, jak można było przypuszczać, bariera 36 tys. pkt dla indeksu WIG, związana z dołkiem uformowanym w czerwcu 2006 r., zadziałała. W początkowej części sesji indeks spadł wyraźnie poniżej niej, ale szybko odrobił straty. Potem sesja nie miała większej historii. Widać było, że bliskość tej ważnej bariery podziałała na wyobraźnię inwestorów, bo handel był żywszy niż w pierwszych dniach tego tygodnia. Dlaczego 36 tys. pkt jest tak ważne. Z tego poziomu zaczęła się ostatnia, najdłuższa, najmniej fundamentalna, bardzo silna fala hossy. Zejście do tego miejsca oznacza, że w całości została ona zniwelowana. Tym samym rynek odpokutował swoje "grzechy" - pychę i nieumiarkowanie. Pycha, dając inwestorom nadzieję na niekończący się wzrost, nieumiarkowanie, windując wyceny akcji do niebotycznych poziomów.
Czy odreagowanie całej ostatniej fali hossy oznacza, że dla posiadaczy akcji już niedługo mogą nadejść lepsze czasy? Są dwie wątpliwości. Po pierwsze, rynek zniwelował najmniej fundamentalną część hossy. Jeśli założymy, że po najdłuższym i najsilniejszym trendzie wzrostowym w historii naszego parkietu powinna przyjść najdłuższa i najmocniejsza bessa, to na pewno dotychczasowa zniżka nie wyczerpała swojego potencjału. Na wyobraźnię działa fakt, że ceny akcji spadły już tak mocno, a pogorszenie zysków przedsiębiorstw jest prawdopodobnie dopiero przed nami.
Koncepcja dotycząca tego, że przez ostatni rok bessę napędzały czynniki rynkowe związane z przewartościowaniem akcji, ucieczką z funduszy akcji, rosnącymi stopami procentowymi, a na świecie z załamaniem amerykańskiego rynku nieruchomości, a teraz czeka nas czas fundamentalnych zniżek, związanych bardziej z gorszym stanem gospodarki i przedsiębiorstw, będących wynikiem wcześniej wymienionych zjawisk rynkowych, wydaje się wciąż bardzo aktualna. Widać to już wyraźnie na świecie, gdzie pogarsza się sytuacja na rynkach pracy i przez to zagrożone są wydatki konsumentów. Zaczyna być widoczne w Polsce, gdzie odnotowaliśmy spadek produkcji przemysłowej.