Wczoraj w końcu popyt przeprowadził składną akcję, dzięki czemu ceny oddaliły się od poziomu luki z piątku sprzed tygodnia, a później wyszły na nowy szczyt wzrostu trwającego od wyznaczeni dołka bessy. Sesja jest więc zdecydowanie wygrana przez popyt. Z drugiej strony zachowanie rynku jest zastanawiające. W trakcie tego dobrego dnia pojawiło się kilka danych makro i każda raczej rozczarowała. Zostało to jednak zupełnie zignorowane. Rynek jest tak silny, że już nie zważa na złe wiadomości, czy też tak wielkie jest parcie na odrabianie strat, że dane przestają być ważne?

Wspomniane dane dotyczyły gospodarki amerykańskiej. Po pierwsze wzrosła znacznie liczba nowych wniosków o zasiłek dla bezrobotnych. Zamiast spodziewanych 450 tys. wniosków było ponad 490 tys. Tu przeważyła interpretacja, że ten nagły wzrost to wynik działania w południowych stanach huraganów Ike i Gustav. Negatywny wpływ na ilość wniosków ocenia się tu na ok. 50 tys., a więc akurat tyle, ile wyniósł wzrost. Drugą zaskakującą zmienną był mocny spadek wielkości zamówień na dobra trwałego użytku. Sam spadek nie był zaskakujący, by tego oczekiwano po mocnym wzroście miesiąc wcześniej. Problem w tym, że spadek okazał się na tyle duży, że z nawiązką zniwelował wspomniany wcześniejszy wzrost wraz z jego pozytywną wymową.

O 16.00 naszego czasu pojawiła się zmiana liczby sprzedanych domów na rynku pierwotnym w USA. Środowe dane były tylko nieznacznie gorsze od prognoz. Wobec wczorajszych danych spodziewano się utrzymania sprzedaży z poprzedniego miesiąca. Okazało się, że sprzedaż spadła o ponad 11 proc. To nie jest dobra wiadomość w kontekście możliwych zmian cen domów. Wcześniejsze informacje o spadku liczby pozwoleń na budowę i nowych inwestycjach sugerowały, że jest szansa powolnego niwelowania nawisu podażowego na rynku nieruchomości. Warunkiem miało być utrzymanie i tak przecież niskiego poziomu obrotów. Okazuje się, że niestety ten warunek nie został spełniony. Nawis zniknie więc później, a tym samym później przestaną spadać ceny domów.

Tylko kogo to obchodzi? Nasz rynek idzie wraz z całym światem w górę, jak gdyby nigdy nic. Czyżby wszyscy zaczęli małpować Warrena Buffetta i łapią spadające noże? Buffetta stać, by poczekać na efekty swojego zakupu, bo dokonuje ich z myślą o latach. Czy stać pozostałych?