Przed piątkową sesją na Wall Street poznaliśmy zrewidowane dane dotyczące zmiany PKB USA w II kwartale. Na pierwszy rzut oka komunikat ten nie powinien wywrzeć znaczącego wpływu na przebieg sesji na Wall Street, gdyż była to tylko weryfikacja wcześniejszych odczytów.
A jednak rynek został w dużym stopniu zaskoczony. Podczas gdy ankietowani analitycy wskazywali na +3,4 proc., przy ostatnim odczycie na poziomie +3,3 proc., to ostateczny wynik to tylko +2,8 proc. Rzadko się zdarza, żeby kolejna weryfikacja była tak znacząco niższa od poprzedniej. Równolegle poznaliśmy wskaźnik wydatków konsumpcyjnych bez paliw i żywności (PCE core), który wyniósł +2,2 proc., przy wcześniejszej prognozie +2,1 proc. Reakcja kontraktów terminowych na główne amerykańskie indeksy właściwie nie była jednak zauważalna.
Spójrzmy teraz na aktualną sytuację prestiżowego S&P500. Indeks znalazł się na poziomie, gdzie ruch w górę i w dół jest tak samo prawdopodobny. W związku z powyższym bardziej ostrożni inwestorzy już od zeszłego tygodnia wstrzymują się od powiększania pozycji w portfelach.
Sytuacja na wykresie dziennym S&P500 przypomina wyczekiwanie na potwierdzenie trendu na rynku. Indeks wciąż balansuje poniżej linii średnioterminowego trendu spadkowego, mimo wcześniejszych prób odwrócenia niekorzystnej tendencji.
Najbliższe wsparcie przebiega w okolicy tegorocznego dołka, czyli poziomu 1150 punktów.