Po dwóch tygodniach "męczarni" posiadaczy akcji, wreszcie nadeszło silne odbicie notowań. WIG podskoczył w ciągu dwóch sesji o 8,8 proc. Ostatni raz z takim skokiem mieliśmy do czynienia w styczniu 2000 r., czyli w czasach hossy internetowej. Chciałoby się powiedzieć, że mamy euforię, gdyby nie to, że jeszcze dwa dni temu WIG ocierał się o nowe minima bessy. Bliższe rzeczywistości jest stwierdzenie, że utrzymująca się od tygodni ogromna zmienność notowań pokazała swoje drugie oblicze - tym razem przychylniejsze dla posiadaczy akcji.
W krótkiej perspektywie mamy dynamiczną formację typu "V". Ma ona to do siebie, że są spore szanse na dalsze podciągnięcie kursów w najbliższych dniach. Warto odnotować, że oscylator stochastyczny (z 15 sesji) przebywa właśnie drogę od skrajnego wyprzedania do sygnału kupna, który zostanie być może już dziś wygenerowany. Co do średniego czy długiego okresu, sytuacja jest bez zmian. Trend spadkowy nie jest zagrożony. Z formalnego punktu widzenia jego zakończenie w najbliższym czasie jest niewyobrażalne. WIG albo musiałby powrócić do szczytów z lipca i września (od których dzieli go ponad 50 proc.), albo musiałby wykształcić formację odwrócenia trendu, co z kolei wymaga minimum kilku tygodni.
Sprawą drugorzędną są bezpośrednie przyczyny odreagowania. Zapewne najbliższe prawdy jest stwierdzenie, że przyszedł czas refleksji na rynkach, czy przypadkiem proces dyskontowania scenariusza recesji nie był zbyt gwałtowny. Trudno natomiast szukać wiarygodnego uzasadnienia dla odbicia w oczekiwanej obniżce stóp procentowych w USA (w momencie pisania komentarza decyzja Fedu była jeszcze nieznana). Jeśli odreagowanie faktycznie jest oparte na takich przesłankach, to może mu to tylko źle wróżyć. Po pierwsze, do tej pory w tym roku Fed obniżył stopy już 5 razy, co wcale nie zapobiegło eskalacji kryzysu finansowego. Dlaczego kolejna obniżka miałaby być przełomowa? Po drugie, dotychczasowy poziom stóp (1,5 proc.) jest już tak niski, że trudno o jego radykalne obniżenie. Polityka pieniężna w USA traci pole manewru, a to trudno traktować jako powód do zadowolenia.