W rządowym raporcie z przeglądu systemu emerytalnego pojawiło się dziewięć rekomendacji zmian w OFE. Rząd poważnie zastanawia się nad trzema z nich. Pierwsza to likwidacja części nieakcyjnej portfeli OFE. Dwie kolejne zakładają dobrowolność oszczędzania w OFE (w dwóch wariantach). Poza tym Polacy w wieku przedemerytalnym będą stopniowo przenosić pieniądze z OFE do ZUS. Uczestniczący w debacie „Druga bitwa o OFE. Możliwe kompromisy" ekonomiści byli przekonani, że rządowe propozycje zmian w OFE mają jeden powód – krótkookresowe cele fiskalne.
Innego zdania była Izabela Leszczyna, wiceminister finansów. – Gdybyśmy szukali krótkoterminowo pieniędzy, by poprawić wskaźniki, zmniejszyć deficyt i relację długu do PKB, to zdecydowalibyśmy się na najprostsze rozwiązanie, czyli zawieszenie składki – przekonywała.
Według wiceminister część kapitałowa w powszechnym i publicznym systemie emerytalnym generuje wyłącznie koszty i „ta skórka nie jest warta wyprawki". Zapewniała jednak, że nie chodzi o nacjonalizację OFE, a jeśli już jest mowa o likwidacji, to tylko części obligacyjnej.
Raport psuje giełdę
Ryszard Petru, przewodniczący Towarzystwa Ekonomistów Polskich, uważa, że już widać koszty raportu. Dwie firmy wstrzymały wejście na giełdę z powodu wycofania się OFE.
– Niektóre propozycje wzorowane są na przypadku węgierskim, ale tam fundusze miały 3-proc. udział w kapitalizacji giełdy, a u nas wynosi on 20 proc. To inna skala. OFE mają znaczący udział w 82 spółkach giełdowych. Likwidując OFE, zwiększymy udział państwa w gospodarce. Sprzedanie tych akcji spowoduje spadki na giełdach, a do tego nie uda się tego dokonać w krótkim terminie – mówił Petru. Przypomniał, że OFE mają w portfelu nie tylko obligacje skarbowe, ale też korporacyjne. – Jestem przerażony tym, że ten, kto proponował umorzenie części nieakcyjnej portfela, nie zakładał, jak duże może to mieć konsekwencje w krótkim czasie na realną gospodarkę – kontynuował.