Ta sytuacja tylko w niewielkiej części wynika z czynników lokalnych. W głównej mierze jest skutkiem tego, co się dzieje na światowych rynkach. – Drastyczny spadek cen ropy podkopuje oczekiwania na podwyżki stóp procentowych w Stanach Zjednoczonych. W efekcie widzimy znaczące umocnienie na rynku długu zarówno za oceanem, jak i w Europie – tłumaczy Rafał Benecki, główny ekonomista ING Banku Śląskiego.
Dochodowość amerykańskich 10-latek spadła poniżej 2 proc., a niemieckich wynosi już mniej niż 0,5 proc. – W ślad za rynkami rozwiniętymi zyskują też polskie rządowe papiery dłużne, a ich rentowność spada do historycznych minimów – dodaje Benecki.
Na tę wieść ręce z pewnością zaciera minister finansów. – Każdy szef resortu cieszyłby się z tak niskich rentowności obligacji, bo to oznacza znacząco niskie koszty obsługi nowego długu – mówi Mirosław Gronicki, były szef resortu.
Jeszcze trzy lata temu pożyczaliśmy ze średnią rentownością na poziomie 5,5 proc. Obecnie przeciętnie jest to poniżej 2 proc. (obligacje 2-letnie i 5-letnie mają odpowiednio niższe rentowności).
– Oznacza to, że mamy niemal trzykrotnie niższe koszty obsługi zadłużenia. Przy pożyczaniu brutto kwot rzędu 150 mld zł rocznie robi to ogromną różnicę – podkreśla Gronicki.