Im więcej rodzimego kapitału w bankach, tym lepiej dla Polski

Roger Hodgkiss | Z wiceprezesem PZU i byłym prezesem Link4 rozmawia Grzegorz Siemionczyk

Aktualizacja: 10.05.2016 07:29 Publikacja: 10.05.2016 06:00

Im więcej rodzimego kapitału w bankach, tym lepiej dla Polski

Foto: Archiwum

Czy jako członek rady Brytyjsko-Polskiej Izby Handlowej dostrzega pan wpływ zmian politycznych w Polsce na to, jak nasz kraj postrzegają zagraniczni inwestorzy? Bo z lektury zachodniej prasy mogą się dowiedzieć, że Polska porzuciła zasady demokracji i zamienia się powoli w państwo totalitarne...

Polska pozostaje dobrze zarządzaną, stabilną i szybko rosnącą gospodarką. Pozostaje też krajem demokratycznym: przecież nowy rząd został wyłoniony w wolnych wyborach, z zachowaniem wszelkich standardów. W każdym kraju zmiana władzy zwiększa niepewność przedsiębiorców. Zwłaszcza gdy nowy rząd ma ambitny program i szybko zabiera się do jego realizacji.

Jeśli zaś chodzi o jednostronny obraz w niektórych mediach, to jest on konsekwencją tego, że Polska zaczęła twardo stawiać swój interes, zabiegać o Europę równych szans, gdzie siła głosu każdego państwa będzie taka sama. Postawa Polski, podobnie jak np. Wielkiej Brytanii, jest zgodna z zasadą solidarności, na której Unia jest zbudowana.

W styczniu na zmiany polityczne w naszym kraju zareagowała agencja ratingowa Standard & Poor's, obniżając ocenę wiarygodności kredytowej Polski. Wiadomo, że ratingi są adresowane do inwestorów portfelowych obecnych na rynku obligacji skarbowych. Czy jako pewien sygnał dotyczący perspektyw gospodarki mogą one też wpływać na zachowanie inwestorów długoterminowych?

Niekoniecznie. Oczywiście, rating kraju wpływa na koszty pozyskiwania kapitału przez lokalne firmy, jest też jakąś miarą ryzyka prowadzenia tam działalności. Ale rozsądni długoterminowi inwestorzy koncentrują się na fundamentach gospodarki, na jej długofalowych perspektywach, na konkretnych liczbach. A te się w Polsce nie zmieniły: pozostaje ona silną i stabilną gospodarką, rozwijającą się szybciej niż inne kraje regionu. Co więcej, w Polsce zachodzi wiele pozytywnych zmian, które zagraniczni inwestorzy na pewno dostrzegają. Chodzi mi np. o malejącą skalę korupcji.

Abstrahując od ostatnich zmian politycznych, jakie są pańskim zdaniem słabe punkty środowiska inwestycyjnego w Polsce, największe przeszkody w rozwoju firm?

W Polsce wciąż jest za dużo biurokracji, przedsiębiorcy potrzebują zbyt wielu pozwoleń, których uzyskanie bywa czasochłonne. Wskazałbym też na pewną podejrzliwość władz i społeczeństwa w stosunku do zagranicznych inwestorów, ale to nie jest coś specyficznego dla Polski. Znam to również z Wielkiej Brytanii. Ale akurat dla PZU największą barierą rozwoju jest samo PZU. Im większa skala działalności, tym trudniej się zmieniać, odpowiadać na wyzwania.

Coraz więcej obowiązujących w Polsce regulacji ma unijną proweniencję. Dotyczy to zwłaszcza sektora finansowego. Jak ocenia pan wprowadzone po kryzysie finansowym zmiany regulacyjne w branży ubezpieczeniowej?

Zapewne ma pan na myśli pakiet Solvency II. Celem tych regulacji jest zwiększenie przejrzystości branży oraz bezpieczeństwa klientów firm ubezpieczeniowych. Dla solidnych, konserwatywnych i dobrze dokapitalizowanych spółek, takich jak PZU, to są korzystne zmiany. Zrównują bowiem pole gry. W ostatnich latach w Polsce w branży ubezpieczeniowej toczyła się wojna cenowa. W dużej mierze napędzały ją filie zagranicznych firm lub małe lokalne spółki, które nie były odpowiednio dokapitalizowane, nie zapewniały swoim klientom odpowiedniego bezpieczeństwa. W świetle nowych regulacji będą musiały posiadać bufory kapitałowe adekwatne do ponoszonego ryzyka, co zmusi je do rozsądniejszej polityki cenowej.

To samo teoretycznie mogliby mówić przedstawiciele dużych banków, tymczasem zwykle skarżą się na ciężar nowych regulacji...

Ja uważam, że w sektorze finansowym odpowiedzialności i przejrzystości nigdy nie za wiele. Wszystkie instytucje finansowe, którym ludzie powierzają swoje oszczędności lub płacą za ograniczenie pewnych życiowych ryzyk, muszą być absolutnie bezpieczne i stabilne. Powierzony im kapitał musi być bezpieczny.

Niektórzy przedstawiciele polskiego rządu uważają, że bezpieczeństwu i stabilności sektora finansowego sprzyjałby większy udział rodzimego kapitału w instytucjach finansowych. Stąd mowa o potrzebie repolonizacji banków, która zresztą – za sprawą przejęcia Alior Banku przez PZU – już się rozpoczęła. Narodowość kapitału naprawdę ma dziś znaczenie?

Jeszcze dekadę temu powiedziałbym zapewne, że gospodarce najlepiej służy separacja biznesu od polityki. Nadal uważam, że jest to prawda w odniesieniu do dojrzałych i dostatnich gospodarek, które od dawna cieszą się wolnością, np. do Wielkiej Brytanii. Ale w Polsce sytuacja jest nieco inna. Potrzeby inwestycyjne są tu większe, bo niższy jest poziom życia. Są też duże różnice w poziomie rozwoju między różnymi regionami, co uzasadnia jakąś formę redystrybucji bogactwa.

To dość paradoksalne, że Brytyjczyk z zarządu polskiej spółki wspiera pewną formę – jakkolwiek by na to patrzeć – polskiego nacjonalizmu.

Jako obcokrajowiec w zarządzie PZU czuję się odpowiedzialny za reprezentowanie interesu spółki wśród zagranicznych inwestorów. Swoją wiedzę o rynku ubezpieczeniowym, którą nabyłem, pracując w różnych krajach Europy, chcę wykorzystywać do poprawy wyników największej firmy ubezpieczeniowej w Polsce. Popieram więc rozwiązania, które mogą sprzyjać polskiej gospodarce i w efekcie PZU. To, że rząd jest w stanie zatrudniać w spółkach Skarbu Państwa niezależnych fachowców, dobrze o nim świadczy.

Sądzi pan, że banki z krajowym kapitałem byłyby bardziej skłonne do finansowania np. małych i średnich przedsiębiorstw niż banki zagraniczne?

To prawdopodobne. Decyzje zachodnich banków dotyczące Polski nie zawsze są podejmowane na podstawie lokalnych czynników. Może się zdarzyć, że polska spółka córka zachodniego banku ogranicza akcję kredytową, bo spółka matka ma problemy na innym rynku. Zagraniczni inwestorzy są też bardziej wrażliwi na takie czynniki, jak zmiany ratingu kraju, co niekoniecznie musi mieć ekonomiczny sens, albo wydarzenia w regionie. Wydaje mi się, że lokalne instytucje finansowe lepiej rozumieją polskie realia, lepiej i szybciej wychodzą naprzeciw potrzebom klientów, są bardziej konsekwentne w swoich działaniach i mniej podatne na paniczne reakcje. A to sprzyja długoterminowym inwestycjom. Dlatego im więcej kapitału narodowego w takim strategicznym sektorze, jak bankowość, tym lepiej dla Polaków.

Redystrybucję, o której konieczności pan wspomniał, polski rząd prowadzi m.in. za pomocą podatku od instytucji finansowych, który ma być jednym ze źródeł finansowania programu Rodzina 500+. Podatek obejmuje również branżę ubezpieczeniową. Jak się to panu podoba?

Jestem politycznie niezależny, nie popieram żadnej z partii i nie znam żadnych polityków. Ale mam zrozumienie dla niektórych inicjatyw nowego rządu. Dotyczy to też programu 500+. Do tej pory żaden inny rząd w Polsce nie wspierał tak mocno rodzin. A wydaje mi się, że to jest potrzebne do odbudowy polskiego potencjału społecznego, sprawiedliwości społecznej i wyrównywania szans dla wszystkich. Ale tego rodzaju inicjatywy wymagają finansowania, dlatego rozumiem przesłanki stojące za dodatkowym opodatkowaniem rentownych sektorów. Oczywiście, podatek od aktywów może wpłynąć na rentowność, ale z jednocześnie zmusza nas do poprawy efektywności.

Zmieńmy temat. Jaki będzie pańskim zdaniem wynik czerwcowego referendum w Wielkiej Brytanii ws. członkostwa w UE?

Nie sądzę, aby zakończyło się ono secesją Wielkiej Brytanii. Bukmacherzy prawdopodobieństwo takiego scenariusza oceniają na niespełna 33 proc. Na Wyspach mamy takie powiedzenie: bukmacherzy nie jeżdżą nigdy rowerami. Chodzi o to, że dobrze zarabiają, bo zwykle się nie mylą.

A gdyby jednak doszło do Brexitu, jakie miałby konsekwencje dla Wielkiej Brytanii i UE?

Brexit byłby kosztowny zarówno dla Wielkiej Brytanii, jak i całej Unii Europejskiej. Nie wierze wprawdzie, aby mógł on zagrozić pozycji City jako najważniejszego europejskiego centrum finansowego, ale na pewno ucierpiałby handel wzajemny, bo wynegocjowanie nowych umów byłoby czasochłonne. Ograniczona zostałaby też swoboda przepływu pracowników, tymczasem brytyjska gospodarka w wielu sektora opiera się na imigrantach. Konsekwencją dla UE byłaby natomiast utrata części wpływów do budżetu – bo Wielka Brytania jest płatnikiem netto – ale przede wszystkim utrata pewnej równowagi. Największy wpływ na dalszą ewolucję UE miałyby Niemcy i Francja, dla których Wielka Brytania obecnie stanowi pewną przeciwwagę w sprawach np. regulacji, biurokracji itp.

CV

Roger Hodgkiss w styczniu został powołany na wiceprezesa PZU. W strukturach giganta ubezpieczeniowego znalazł się, gdy w 2014 r. przejął on spółkę Link4. Hodgkiss od 2009 r. był członkiem jej zarządu, a od 2012 r. prezesem. W tym czasie „Gazeta Ubezpieczeniowa" przyznała mu tytuł Człowieka Roku Ubezpieczeń 2014. Wcześniej był dyrektorem handlowym w Intouch Insurance Group, spółce należącej do brytyjskiej grupy ubezpieczeniowej RSA. W latach 2007–2008 kierował inną spółką córką RSA, największym ubezpie­czycielem na Łotwie AAS Balta (w 2014 r. przejął go PZU). Przez niemal dekadę od 1998 r. był związany z GE Capital. Z wykształcenia jest inżynierem mechaniki. GS

Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego
Gospodarka
Ludwik Sobolewski rusza z funduszem odbudowy Ukrainy