To nic, że Komisja Nadzoru Finansowego ostrzega przed grą na rynku walutowym zwłaszcza niedoświadczonych inwestorów (podobno jedynie 18 proc. zyskuje, a 82 proc. ponosi stratę) – firmy do niej zapraszają. Tymczasem swoistą „grę walutową" uprawiać można w znacznie bezpieczniejszy sposób. Wystarczy zakładać lokaty walutowe.
Skromne oprocentowanie
Różne są powody, dla których część oszczędności przechowuje się w walutach obcych. Nie ma sensu ani ich analizować, ani nawet wymieniać. Są i już. Oczywiście, bezpieczniej trzymać je w banku niż w domu. Bezpieczniej... ale mało opłacalnie. Oto w rankingu portalu najlepszelokaty.pl wśród depozytów eurowych wygrywa we wszystkich okresach EKOlokata EUROzyskowna BOŚ Banku, oprocentowana w wysokości od 0,6 proc. (trzy miesiące) do 1,05 proc. na 12 miesięcy. Zatem odkładając na lokacie 10 tys. euro na trzy miesiące, zyskujemy 15 euro, czyli – po kursie oficjalnym NBP z 1 lipca (4,3921) – 65 zł i 88 gr. Gdyby na trzy miesiące ulokować – bez konieczności zakładania konta – na trzy miesiące zbliżoną kwotę – 45 tys. zł – w Idea Banku na lokacie Happy Plus, zysk wyniósłby 297 zł i 77 gr. Jest różnica? A w innych bankach odsetki są jeszcze niższe. Już nie mówiąc o tym, że oprocentowanie zależy od waluty. W dolarach i funtach brytyjskich (o nich potem), ale we frankach najlepsze zaczynają się od 0,25 proc. na trzy miesiące i na 0,6 proc. przy 12 miesiącach kończą. A w PKO BP można po trzech miesiącach zyskać oszałamiające... 0,01 proc.!
Gra się zaczyna
Przeliczanie na złote może nieco bulwersować osoby, które zaniosły do banku waluty. No, ale wprawdzie w złotym mają niewiele więcej, ale dolarów czy euro przybyło. Gorzej, jeżeli ktoś postanowił pospekulować i założyć lokatę, kupując waluty w Polsce. Jeszcze gorzej, jeśli w banku, w którym zakłada lokatę. No ale miała być gra? No to jest.
Udało się zyskać 15 euro po trzech miesiącach. I załapać się na niezły kurs. Ale złoty mógł się umocnić na tyle, że z tych euro nie mielibyśmy tych 66 zł, ale np. 61. Albo 60. Owszem, trochę to jest warte, ale takie małe trochę. Prawdziwa gra polega jednak na czym innym. Otóż zakładając lokatę terminową, narażamy się na ryzyko rynku walutowego. Może się bowiem zdarzyć, że kupiliśmy waluty po kursie wyższym (czasem znacznie) od tego, przy jakim lokata się kończy. No i tak: odsetki minimalne, straty kursowej nie pokryją. A na dodatek spread: klient kupował waluty po kursie sprzedaży (wyższym) kantoru czy banku, sprzeda po kursie kupna (niższym) – no i na dodatek ten spadek kursu... Strata jak nic!
Oczywiście, może być odwrotnie: złoty tak się umocnił, że klient jest wygrany. Na odsetkach, a nawet spreadach. Jak to w grze: albo się wygra, albo przegra. Tyle że, niestety, większe są szanse na przegraną. Tym bardziej że rynek walutowy rzadko jest przewidywalny dla fachowców, a co dopiero dla laików. Kto miał lokaty w funtach, po Brexicie mógł tylko patrzeć, jak spadający kurs zjada mu odsetki.