Chodzi o unijne rozporządzenie Market Abuse Regulation, obowiązujące od 3 lipca, które wprowadza nowe standardy przekazywania informacji poufnych (znika katalog informacji poufnych, firmy same decydują jakie wiadomości wpływają na cenę ich akcji lub obligacji). Z wprowadzeniem tego rozporządzenia wiąże się jednak sporo różnego rodzaju problemów, głównie dotyczących tego, jakie konkretnie informacje trzeba przekazywać inwestorom oraz w jakim trybie.
- Można powiedzieć, że pozostawienie emitentom swobody w określeniu tych kluczowych informacji to dla nich ułatwienie, tym bardziej, że mogą oni oceniać nie tylko wagę samej informacji, ale także to, czy jest ona w stanie wpłynąć na cenę danego instrumentu, czyli akcji lub obligacji. Wbrew pozorom jest wręcz przeciwnie. Nakłada to na władze spółek znacznie więcej obowiązków niż dotąd i wiąże się ze sporym ryzykiem narażenia się na zarzut, że nie opublikowały jakiejś informacji, która zdaniem organów nadzoru powinna była zostać przekazana na rynek - uważa Piotr Dziura, członek zarządu Gerda Broker. Dodaje, że ryzyko jest tym większe, że za ich nieujawnienie grożą gigantyczne, jak na nasze warunki, kary finansowe, dotyczące zarówno samych emitentów, jak i osoby odpowiedzialne w spółce, co może z jednej strony zagrozić istnieniu firmy, z drugiej zaś paraliżować działania jej władz, a co najmniej angażować sporą część ich czasu i wysiłku na kwestiach pośrednio związanych z prowadzeniem i rozwijaniem biznesu. W każdym zaś przypadku będzie się wiązało ze wzrostem kosztów, wiążących się z wypełnianiem nowych obowiązków informacyjnych.
W znacznie gorszym położeniu znajdują się spółki mniejsze, notowane na New Connect, a w jeszcze trudniejszej sytuacji, wielu emitentów obligacji, także tych, którzy zdecydowali się na wprowadzenie swoich papierów dłużnych na Catalyst. - Istnieje więc duże prawdopodobieństwo, że nowe unijne regulacje spowodują odwrót emitentów od rynku giełdowego, który przecież sprzyja transparentności działania spółek i ich wiarygodności, a także od przeprowadzania emisji obligacji w trybie publicznym. Dotyczy to w szczególności mniejszych firm, których potrzeby kapitałowe sięgają od kilku do kilkunastu milionów złotych, a które do tej pory starały się wprowadzać obligacje do obrotu na Catalyst. To spowoduje zahamowanie rozwoju rynku, choć z pewnością nie spowoduje spadku atrakcyjności emisji obligacji jako formy pozyskiwania finansowania. Tyle, że emisje będą odbywać się w ramach ofert prywatnych, nie podlegając unijnym przepisom i opierając się jedynie na ustawie o obligacjach - dodaje Piotr Dziura.
Z informacji dotyczących polskiego rynku obligacji nieskarbowych, podawanych przez agencję ratingową Fitch Polska, można wywnioskować, że już teraz około połowa tego typu papierów dłużnych emitowana była w trybie ofert prywatnych i znajduje się poza obrotem na Catalyst. Warto zaś zauważyć, że chodzi o połowę rynku, którego wartość sięga niemal 150 mld zł (obejmuje on także obligacje samorządów). Po zmianach proporcje te jeszcze bardziej przechylą się na korzyść tej formy, kosztem emisji publicznych.