Po czterech kwartałach odpływów kapitału z funduszy zagranicznych dostępnych w Polsce, zarządzanych przez BlackRock, BNP Paribas IP, Cornhill Management, Franklin Templeton i Schroder Investment Management, III kw. przyniósł wreszcie wyhamowanie negatywnego trendu.
Trudno jeszcze mówić o wyraźnych napływach – do funduszy zarządzanych przez zagranicznych powierników wpłacono o 40 mln zł więcej, niż z nich wypłacono – oszacowały Analizy Online. Widać jednak, że to, co miało odpłynąć, odpłynęło. Przez 12 miesięcy zakończonych w czerwcu z funduszy zagranicznych wypłacono 1,24 mld zł netto, czyli 20 proc. ich wartości z czerwca 2015 r. Teraz wartość aktywów powierzonych funduszom zagranicznym przez inwestorów z Polski sięga 5,6 mld zł.
Kolejny trudny rok Franklina
– Polscy inwestorzy, podobnie jak inwestorzy z wielu rynków wschodzących, są bardzo wyczuleni na wahania koniunktury, a tych w tym roku nie brakowało – wspomina Beata Idem, szefowa Schrodersa na Polskę, Czechy i Słowację. – Na początku roku, na fali strachu o kondycję chińskiej gospodarki, tąpnęły niemal wszystkie światowe indeksy. Później inwestorzy czekali na referendum w sprawie Brexitu, a zaraz potem – na wybory prezydenckie w USA. Pół żartem, pół serio można powiedzieć, że już od kwietnia każdy powód, żeby nie inwestować, był dobry – tłumaczy. W efekcie fundusze zagraniczne dostępne w Polsce ten rok zamkną najprawdopodobniej ujemnym bilansem sprzedaży. – Na szczęście Schroders na tle całej branży wypada całkiem nieźle – podkreśla Idem i tłumaczy, że to efekt przyjętej strategii sprzedaży. – Cały czas powtarzamy dystrybutorom, że jeżeli jakaś klasa aktywów czy strategia inwestycyjna ma dobre perspektywy, to pozostają one dobre nawet po korekcie, a przejściowy spadek stóp zwrotu nie powinien być powodem do wycofywania oszczędności. Zwróćmy uwagę, że tak właśnie było w tym roku – po każdej korekcie rynki szybko odrabiały straty – przekonuje.
Zagraniczne firmy zarządzające funduszami nie publikują danych o sprzedaży w rozbiciu na poszczególne rynki, nie wiadomo więc, jak w tym czasie radził sobie Franklin Templeton, posiadający największe udziały w polskim rynku. Na świecie jednak borykał się z problemami. W połowie roku „Financial Times" donosił, że od stycznia do czerwca z funduszy Franklina w Europie wycofano 12 mld euro, co było najgorszym wynikiem ze wszystkich firm zarządzających aktywami na Starym Kontynencie. Powód? Powiernik wyspecjalizował się w rynkach wschodzących i choć inwestuje w różne klasy aktywów, jest bardzo mocno kojarzony z emerging markets. W efekcie już w 2015 r. inwestorzy na całym świecie wycofali z funduszy Franklina aż 42 mld dolarów.
Silny dolar? W to mi graj
Jeżeli chodzi o stopy zwrotu funduszy zagranicznych, inwestorzy z Polski, którzy zdecydowali się na inwestycje w dolarze, będą mieli powody do zadowolenia. Od początku roku amerykańska waluta umocniła się do złotego o prawie 7 proc., głównie w ostatnich dniach. Euro zyskało do złotego ponad 4 proc. W tych dwóch walutach denominowana jest większość jednostek funduszy zagranicznych. W ostatnich latach, jak na ironię, rosnącym zainteresowaniem inwestorów znad Wisły cieszyły się jednostki zabezpieczone przed „ryzykiem" złotego.