Ministerstwo Finansów, które jako pierwsze na świecie spośród emitentów rządowych wypuściło na rynek tzw. zielone obligacje, już myśli o kolejnych transzach.  - Chcielibyśmy pojawiać się na tym rynku regularnie, z częstotliwością raz na rok – deklaruje Piotr Nowak, wiceminister finansów. Jako wyznacznik wielkości kolejnych emisji podaje pozyskaną właśnie kwotę. Pula środków nie może być też mniejsza niż 500 mln euro. Wtedy spada bowiem płynność papierów, a wraz z nią zainteresowanie inwestorów zagranicznych. – To kiedy dokładnie wyjdziemy do inwestorów po kapitał w 2017 r. będzie zależało od panujących warunków rynkowych – podkreśla Nowak.

Tymczasem pozyskane środki będą wydane na projekty mające służyć poprawie środowiska. Jak tłumaczy wiceminister chodzi głównie o modernizację infrastruktury kolejowej (celem jest ograniczenie użycia samochodów spalinowych w komunikacji między miastami), zalesianie, rolnictwo ekologiczne (celem jest odchodzenie od zużycia na dużą skalę pestycydów), a także rozwój odnawialnych źródeł energii. – Część środków będzie mogła być przeznaczona na ulgi podatkowe i dotacje dla firm wytwarzających zieloną energię, a także dla prosumentów oddających do systemu część energii w ramach opustów – wskazuje Nowak. Ale nie precyzuje jakie pule mogłyby iść na poszczególne kategorie projektów.

Jednoznacznie zaprzecza jednak jakoby rząd chciał wesprzeć pieniędzmi z zielonych obligacji zakup Elektrowni Połaniec (wyłączność negocjacyjną ma Enea) lub modernizację znajdującego się tam bloku na biomasę. Zaznacza też, że podczas roadshow organizowanym przez banki HSBC, JP Morgan i PKO BP) nikt o Połaniec nie pytał. Z naszych informacji przekazanych przez uczestników spotkania wynika, że w tym kontekście padło pytanie o możliwość wsparcia firm energetycznych w ich najbliższych planach akwizycyjnych w zakresie przejęć istniejących elektrowni.

Resort tłumaczy, że tylko projekty spełniające kryteria określone w naszym Green Bond Framework będą mogły być finansowane z pozyskanych środków. Podkreśla też, że został on pozytywnie zaopiniowany przez jedną z czołowych firm na świecie w tym obszarze - Sustainalytics. - Zgodnie ze standardami rynkowymi w ciągu roku przedstawimy zestawienie wydatkowania środków, które – w zależności od wymagań inwestorów – będzie mogło być zweryfikowane przez niezależną firmę – podkreśla Nowak. - Zależy nam na transparentności. Nie weźmiemy na siebie ryzyka, by inwestorzy kwestionowali projekty na które wydamy pieniądze. Zwłaszcza, że chcemy regularnie wychodzić po środki do tych samych instytucji – podkreśla Nowak.

Z udostępnionych przez resort danych wynika, że 61 proc. emisji objęli inwestorzy zainteresowani wyłącznie inwestycjami w zielone aktywa. Obligacje zakupiły fundusze inwestycyjne (stanowiące 49 proc. obejmujących papiery), banki (22 proc.), instytucje ubezpieczeniowe i fundusze emerytalne (16 proc.), banki centralne i instytucje publiczne (12 proc.). Największe zainteresowanie zielonymi papierami dłużnymi było wśród instytucji niemieckich i austriackich (27 proc.), pochodzących z krajów Beneluxu (17 proc.), nordyckich (15 proc.), Francji (13 proc.), a także Wielkiej Brytanii i Irlandia (12 proc.). Obligacje kupiły też instytucje z Polski (8 proc.) oraz Stanów Zjednoczonych (4 proc.).