Fundusz o wartości 1 bln USD ma inwestycje w ponad 70 krajach, należą do niego udziały w 9 tys. firm na całym świecie. Przy takiej ekspozycji na globalną gospodarkę analizuje bardzo uważnie sygnały płynące z USA i Chin. Do funduszu należy około 1,4 proc. globalnych akcji, przez co zakłócenia w globalnej gospodarce mogą mieć na niego duży wpływ.
– Jest całkiem możliwe, że w handlu nastąpią pęknięcia – tak komentował stosunki między dwoma największymi gospodarkami prezes norweskiego funduszu Yngve Slyngstad. Jest on zaniepokojony losem Chin w nowym porządku światowym i kwestionuje opłacalność przyszłych globalnych łańcuchów dostaw, które sprawiają, że produkcja np. smartfonów Apple'a jest tańsza w Chinach.
Przez ostatnie lata fundusz próbował równomiernie rozłożyć swoje inwestycje na całym świecie, inwestując około 10 proc. udziałów na rynkach wschodzących, a część także na tzw. rynkach granicznych. Wojna handlowa odbiła mu się czkawką już w drugim kwartale, kiedy zanotował stratę 5,7 proc. na rynkach wschodzących i 4 proc. na akcjach chińskich.
Jednym z wydarzeń, które nie odbiło się negatywnie na aktywach funduszu, jest brexit. Firma nadal inwestuje w Wielkiej Brytanii i Londynie, gdzie posiada sporo nieruchomości, w tym na Regent Street, jednej z głównych ulic handlowych stolicy. Fundusz ma 26 mld USD zainwestowanych w nieruchomości, które docelowo mają stanowić 7 proc. aktywów.