Pogłoski o śmierci przemysłu naftowego okazały się mocno przesadzone. Świadczy o tym choćby przebieg niedawnego szczytu klimatycznego COP28 w Dubaju. Jego gospodarz, czyli władze Zjednoczonych Emiratów Arabskich, wykorzystał go do zawarcia nowych kontraktów naftowych, a Sultan al-Dżaber, przewodniczący szczytu, wyśmiewał plany zielonej transformacji, wskazując, że „nie stoi za nimi żadna nauka” i że ich realizacja sprawi, że „ludzie wrócą do jaskiń”. Niezależnie od tego, co sądzimy o postawie gospodarzy COP28, musimy przyznać, że świat jest jeszcze bardzo daleki od odejścia od paliw kopalnych. Międzynarodowa Agencja Energii (IEA) wskazała w swoim raporcie z listopada, że co prawda przyszłoroczny wzrost popytu na ropę zwolni, ale i tak będzie rekordowy. Ma wynieść 102,9 mln baryłek dziennie.
Temu dużemu popytowi towarzyszą ograniczenia podaży surowca. Część państw OPEC+ na niedawnym posiedzeniu ministrów tego kartelu zdecydowała się na dobrowolne cięcia produkcji ropy w I kwartale 2024 r. wynoszące łącznie 2,2 mln baryłek dziennie. Wśród nich jest Arabia Saudyjska, która przedłuży o trzy miesiące cięcia wynoszące 1 mln baryłek dziennie. W listopadzie wydobywała ona 9,05 mln baryłek dziennie, podczas gdy jej moce produkcyjne wynoszą 12 mln baryłek dziennie. Produkcja w całym OPEC sięgała natomiast w zeszłym miesiącu 28,05 mln baryłek dziennie, podczas gdy zdolności produkcyjne sięgały 34,16 mln baryłek dziennie. Globalną podaż zaniżano więc o ponad 6 mln baryłek dziennie, czyli o więcej, niż łącznie produkują Iran i Kuwejt. Mimo to cena ropy gatunku WTI spadła w pierwszym tygodniu grudnia poniżej 70 dol. za baryłkę. Była ona najniższa od końcówki czerwca i o 13 proc. mniejsza niż na początku roku. Zniżkowała, choć przecież wojna między Izraelem a Hamasem nadal rozgrzewa nastroje na Bliskim Wschodzie. Co się więc takiego się stało, że pomimo cięć wydobycia w krajach OPEC+ i napięć geopolitycznych nie wystrzeliła ona w górę?
Wielki powrót USA
Świat producentów ropy nie kończy się na OPEC+. Poza tą grupą są m.in. Stany Zjednoczone, czyli kraj, w którym produkcja niedawno ustanowiła nowy rekord. Według danych Administracji Informacji Energetycznych (EIA) wydobycie ropy w USA sięgnęło we wrześniu 13,24 mln baryłek dziennie. Przebity został więc szczyt z listopada 2019 r., a producenci surowca ze złóż łupkowych podnieśli się już po pandemicznej dekoniunkturze. Jeszcze w lutym 2021 r., czyli w pierwszym pełnym miesiącu rządów administracji prezydenta Bidena, produkcja wynosiła tylko 9,92 mln baryłek dziennie, a we wrześniu 2023 r. wynosiła 12,35 mln baryłek dziennie.
Czytaj więcej
Z dużej chmury mały deszcz – tak w skrócie można podsumować to, co w ostatnich dniach działo się na rynku ropy naftowej w kontekście spotkania państw wchodzących w skład OPEC+. Chociaż zdecydowano o cięciu produkcji surowca, to wbrew temu, co podpowiadałaby logika, nie spowodowało to wzrostu cen. Stało się wręcz przeciwnie, bo ropa znów jest pod presją sprzedających.