Czy Orbánowi uda się przedłużyć rządy na czwartą kadencję?

Dla węgierskich wyborców dużo ważniejszym problemem niż wojna w Ukrainie jest wysoka inflacja. Rząd starał się ją tłumić w ostatnich miesiącach środkami administracyjnymi. I wygląda na to, że zdołał utrzymać poparcie na zaskakująco wysokim poziomie.

Aktualizacja: 02.04.2022 09:25 Publikacja: 02.04.2022 07:52

Premier Węgier Viktor Orbán i jego partia Fidesz mierzą się w tych wyborach parlamentarnych z szerok

Premier Węgier Viktor Orbán i jego partia Fidesz mierzą się w tych wyborach parlamentarnych z szerokim opozycyjnym blokiem, na którego czele stanął konserwatywny samorządowiec Peter Marki-Zay. Jednym z tematów kampanii była kwestia wsparcia dla Ukrainy, ale większość Węgrów popiera w tej sprawie stanowisko rządu.

Foto: Bloomberg

Dla wielu rządów w Europie szczytem marzeń może być reelekcja na drugą kadencję. Inne mają nadzieję, że wygrają w wyborach trzeci raz z rzędu. Węgierski premier Viktor Orbán walczy już natomiast o czwartą kadencję, a walka ta rozstrzygnie się w niedzielę.

Tym razem ma z kim przegrać, gdyż opozycja połączyła siły w jednym bloku o nazwie Zjednoczeni dla Węgier. Są w nim partie, które jeszcze kilka lat temu ostro się zwalczały. Na listach bloku opozycyjnego mamy przedstawicieli niemal pełnego spektrum politycznego – od postkomunistów z Węgierskiej Partii Socjalistycznej, poprzez liberałów i umiarkowanych konserwatystów, po nacjonalistów z partii Jobbik. Koalicji przewodzi Peter Marki-Zay, samorządowiec z prowincji określający się jako chrześcijański konserwatysta i zawiedziony wyborca Fideszu, czyli partii Orbána. Już samo to, że opozycyjny blok uczynił go swoim frontmanem, sugeruje, że jego liderzy doszli do wniosku, że liberał czy lewicowiec nie miałby w tej roli szans. Czy taka strategia „zwrotu na prawo" przyniesie węgierskiej opozycji sukces? W ostatnich sondażach koalicja Fideszu z chadecką partią KDNP miała około 50 proc. poparcia i od 3 proc. do 11 proc. przewagi nad blokiem opozycyjnym. Wygląda na to, że kontrowersyjna postawa rządu Orbána wobec kryzysu w Ukrainie wpłynęła na sondaże w bardzo ograniczonym stopniu.

Koń trojański czy realista?

Do Węgier przylgnęła w ostatnich tygodniach opinia kraju, który jest koniem trojański Rosji wewnątrz Unii Europejskiej. Szybko zdementowano doniesienia, że Węgry opierały się odłączeniu części rosyjskich banków od systemu SWIFT. Nie da się zaprzeczyć, że dały opiekę blisko 200 tys. ukraińskich uchodźców. Z drugiej jednak strony rząd w Budapeszcie nie przepuszcza przez swoje terytorium transportów broni i amunicji idących do Ukrainy. Rząd Orbána jest także mocno przeciwny wstrzymywaniu zakupów rosyjskich surowców energetycznych. Choć nie jest tu odosobniony, bo nawet mocniej waży w tej kwestii na forum unijnym głos Niemiec i Austrii, które tak jak Węgry są nadmiernie uzależnione od rosyjskiego gazu.

Czytaj więcej

Kraje, które nie chcą palić mostów łączących je z Rosją

– To, o co proszą Ukraińcy, to nic innego jak postulat, byśmy całkowicie zatrzymali węgierską gospodarkę, znów stracili całe lata rozwoju i aby węgierskie wskaźniki gospodarcze spadły do poziomu sprzed jakiś 8–10 lat – stwierdził Orbán w wywiadzie dla Radia Kossuth. Przytoczył wówczas dane, zgodnie z którymi Węgry sprowadzają z Rosji 61 proc. potrzebnej im ropy naftowej i 85 proc. gazu, trafiającego do nich głównie za pośrednictwem omijającego Ukrainę gazociągu Turkish Stream. Opcje dywersyfikacji dostaw są bardzo ograniczone, choćby ze względu na brak dostępu Węgier do morza (czyli brak własnego naftoportu i terminalu LNG). Węgrzy jednak zrobili niewiele, by szukać innych źródeł dostaw. W zeszłym roku podpisali nowy długoterminowy kontrakt z Gazpromem, który zaoferował im wówczas gaz po cenie aż pięć razy niższej niż dla odbiorców zachodnioeuropejskich. Koncern Rosatom buduje natomiast na Węgrzech elektrownię jądrową i będzie miał monopol na dostarczanie jej paliwa przez dziesięć lat.

Stosunek Węgier do wojny w Ukrainie wynika jednak nie tylko z kwestii gospodarczych. Rząd Orbána ostro spierał się z Ukrainą po tym, jak w 2017 r. ukraińskie władze zaczęły ograniczać w szkołach naukę w językach mniejszości narodowych. Miało to na celu przede wszystkim ograniczenie wpływów kulturowych Rosji, ale uderzyło również w inne mniejszości. Węgrzy odebrali to jako cios w swoją społeczność na Zakarpaciu liczącą 150 tys. osób. Rząd Orbána odpowiedział na to masowym wydawaniem paszportów zakarpackim Węgrom.

Węgry, nie granicząc z Rosją bezpośrednio, nie postrzegają jej jako tak dużego zagrożenia jak Polska czy kraje bałtyckie. W ostatnich latach uznawały ją wręcz za mocarstwo ważne w ich „wielowektorowej" polityce zagranicznej. Jako ośrodek siły pozwalający równoważyć wpływy Berlina, Brukseli i Waszyngtonu. Umowy takie jak zeszłoroczny kontrakt gazowy czy wykupienie w 2011 r. udziałów koncernu MOL z rąk rosyjskiej spółki Surgutneftegas były przedstawiane na Węgrzech jako sukcesy tej polityki.

Współpraca przybierała jednak czasem kuriozalny obrót. W 2015 r. Węgry znów stały się bowiem udziałowcem Międzynarodowego Banku Inwestycyjnego (MBI), czyli instytucji, która wspierała wcześniej inwestycje pomiędzy krajami bloku sowieckiego. W 2019 r. siedzibę MBI przeniesiono z Moskwy do Budapesztu, a węgierski rząd chwalił się z tej okazji, że bank ten w ciągu trzech lat zainwestował 100 mln euro w gospodarkę Węgier. Ekipa Orbána szła też na ustępstwa wobec Rosji w sferze symbolicznej. W centrum Budapesztu wciąż stoi przecież komunistyczny pomnik sowieckich żołnierzy, którzy polegli podczas niszczenia tego miasta w czasie drugiej wojny światowej.

Choć węgierska opozycja zapowiada ograniczenie z Rosją relacji gospodarczych, to nie wiadomo, na ile szczere są te obietnice. Jak na razie jednak antyrosyjskie stanowisko zajmują nawet dawni antyzachodni nacjonaliści z Jobbiku. – Orbán to koń trojański Putina. I jest teraz największym zagrożeniem dla bezpieczeństwa kryjącym się w naszym domu – mówił Peter Jakab, przywódca Jobbiku. A przecież jeszcze w 2014 r. politycy jego partii pojechali na Krym, by uwiarygadniać tam referendum niepodległościowe.

Groźna inflacja

Kwestia stosunku do Rosji może odegrać jednak w wyborach parlamentarnych dużo mniejszą rolę niż bieżące problemy gospodarcze. A do nich zalicza się przede wszystkim inflacja. W lutym wyniosła 8,3 proc. i była najwyższa od sierpnia 2007 r. Jest jednak niższa niż wzrost wynagrodzeń (14,2 proc. r./r. w styczniu), a rząd Orbána próbuje ją powstrzymać środkami administracyjnymi.

Od połowy listopada do końca marca rząd zamroził ceny paliw na stacjach benzynowych. Litr benzyny 95 lub oleju napędowego nie mógł kosztować więcej niż 480 forintów (6,06 zł). To rozporządzenie sprawiało jednak, że stacje benzynowe traciły pieniądze na sprzedaży paliwa. Od marca wprowadzono więc cenę maksymalną również dla dostawców paliw takich jak MOL. Od początku lutego zamrożone były też ceny kilku popularnych artykułów spożywczych: mąki pszennej, mleka, cukru, oleju słonecznikowego, udźców wieprzowych i piersi z kurczaka. Zamrożono je na poziomach z 15 października.

Ostrzej walczy z inflacją Węgierski Bank Narodowy. Wiosną zeszłego roku był pionierem podwyżek stóp procentowych w Unii Europejskiej. W tym cyklu podwyższył on główną stopę procentową już dziesięciokrotnie, łącznie o 380 pkt baz. Do ostatniej podwyżki doszło 22 marca. Podniósł wówczas główną stopę o 100 pkt baz., do 4,4 proc., czyli do najwyższego poziomu od 2013 r. Rynek zaczął jednak zwracać większą uwagę na tygodniową stopę depozytową, która idzie w górę jeszcze szybciej – sięgnęła już 5,85 proc. Węgierski bank centralny zapowiada, że jego główna stopa i tygodniowa stopa depozytowa zrównają się w nadchodzących miesiącach, a to oznacza dalsze agresywne zacieśnianie polityki.

– Agresywne podwyżki tygodniowej stopy depozytowej będą prawdopodobne, jeśli forint znów znajdzie się pod presją w bliskim terminie. To nie jest nasz scenariusz bazowy, ale nawet jeśli się tak stanie, spodziewamy się, że bank centralny będzie trzymał się swojego nowego kursu przewidującego stopniowe zamykanie luki między główną stopą i tygodniową stopą depozytową. Prognozujemy, że główna stopa będzie rosła po 100 pkt baz. na nadchodzących posiedzeniach banku centralnego i powinna, wraz z krótkoterminowymi stopami międzybankowymi, zbliżyć się w tym roku do 8 proc. – twierdzi Liam Peach, ekonomista firmy badawczej Capital Economics.

Dość agresywne zacieśnianie polityki pieniężnej przyczyniło się do tego, że forint od początku roku lekko umocnił się wobec euro (podczas gdy złoty stracił ponad 1 proc.), a wobec dolara zniżkował o mniej niż 2 proc. (gdy złoty osłabł o ponad 3,5 proc.). Na niekorzyść węgierskiej waluty działa jednak to, że Komisja Europejska wciąż nie odblokowała funduszy przeznaczonych na węgierski Krajowy Program Odbudowy. O ile w przypadku Polski pojawiły się pewne nadzieje na zniesienie blokady (co przypisywano m.in. interwencji USA), o tyle w przypadku Węgier wygląda na to, że pieniądze mogą napłynąć dopiero, jeśli opozycja wygra tam wybory parlamentarne.

Prognozy PKB dla Węgier na ten rok jak na razie wskazują na wzrost gospodarczy, ale słabszy, niż spodziewano się jeszcze kilka miesięcy temu. Węgierski Bank Narodowy na ostatnim posiedzeniu obciął swoją prognozę wzrostu z 4,5 proc. do 3,5 proc. Marcowe projekcje analityków na 2022 r., zebrane przez agencję Bloomberga, wahają się natomiast od 2 proc. (Credit Agricole) do nawet 5,8 proc.(Fitch i Julius Baer). Oczywiście wojna w Ukrainie, sytuacja na rynkach surowcowych i niepewność związana z wyborami na wszelkich prognozach kładą się cieniem.

Parkiet PLUS
Kraje, które nie chcą palić mostów łączących je z Rosją
Gospodarka światowa
Węgry. Kurs na dalsze podwyżki stóp
Gospodarka światowa
Węgry. Kurs na wyższe stopy będzie utrzymany
Gospodarka światowa
Węgry. Wydatki rosną, a ceny będą regulowane
Surowce i paliwa
Oszkar Vilagi, MOL Group: Staniemy się jednym z najważniejszych graczy na rynku
Gospodarka światowa
Węgry, Rumunia i Słowacja: Wzrost PKB zwolnił