Banki powinny rzetelnie przedstawiać inwestorom swoją kondycję, zamiast zaciemniać ten obraz poprzez unikanie wyceny niepłynnych aktywów w swoich bilansach adekwatnie do ich rynkowych cen – oświadczył noblista w dziedzinie ekonomii Myron Scholes.
Zdaniem Scholesa, instytucje finansowe powinny szerzej wykorzystywać tzw. reguły wyceny do rynku (mark-to-market) w odniesieniu do niepłynnych aktywów, a także starać się, żeby jak najwięcej papierów wartościowych znajdujących się w ich bilansach było notowane na giełdach. Dzięki temu inwestorzy mogliby trafniej wyceniać akcje i instrumenty dłużne banków.
Scholes przyłączył się tym samym do apelu Roberta Mertona, z którym wspólnie otrzymał w 1997 r. nagrodę Nobla za rozwój teorii wyceny instrumentów pochodnych. Na łamach wtorkowego „Financial Timesa” Merton wraz z ekonomistami Robertem Kaplanem i Scottem Richardem wezwali banki, aby podawały „sprawiedliwe ceny” skomplikowanych instrumentów finansowych, takich jak papiery wartościowe zabezpieczone kredytami hipotecznymi.
Wypowiedzi Scholesa i Mertona idą pod prąd dążeniom banków do ograniczenia stosowania zasad wyceny do rynku, którym zarzucają nadmiernie procykliczne efekty. Reguły te zmuszają instytucje finansowe do dokonywania odpisów od aktywów nawet z tytułu utraty wartości rynkowej przez aktywa, których nie zamierzają one w krótkim terminie sprzedawać. Banki argumentują, że rynkowe wyceny aktywów w trakcie ogólnej paniki nie odzwierciedlają wcale ich „sprawiedliwej” wartości.
Amerykańska Rada Standardów Rachunkowości Finansowej (FASB) przychyliła się do tej argumentacji i począwszy od I kwartału złagodziła zasady wyceny-do-rynku w odniesieniu do niepłynnych aktywów. Zdaniem analityków, ta zmiana w zasadach sprawozdawczości finansowej podbiła wyniki banków nawet o 20 proc.