Gospodarka potrzebuje stymulacji

Rozmowa z profesorem Erikiem Maskinem, wykładowcą Institute for Advanced Study w Princeton i laureatem Nagrody Nobla w dziedzinie ekonomii z 2007 r.

Publikacja: 26.10.2010 01:19

Erik Maskin

Erik Maskin

Foto: GG Parkiet, Szymon Łaszewski SL Szymon Łaszewski

[b]Większa część teorii makroekonomicznej z minionych 30 lat była w najlepszym przypadku spektakularnie bezużyteczna, a w najgorszym wprost szkodliwa – to słowa Paula Krugmana, noblisty z 2008 r. Czy zgadza się pan z krytyką pod adresem ekonomistów, że nie potrafili przewidzieć kryzysu, a następnie nie mieli na niego klarownej recepty?[/b]

Uważam nie tylko, że teoria ekonomiczna okazała się pomocna w rozumieniu tego, co się wydarzyło, ale także, że gdyby politycy przykładali do niej większą wagę, kryzysu można było uniknąć. Teoria ekonomii dość jasno wskazuje, że rynki finansowe, a zwłaszcza sektor bankowy, nie funkcjonują w sposób społecznie pożądany, jeśli są pozostawione same sobie.

Potrzebujemy poważnych regulacji banków, aby nie podejmowały one nadmiernego ryzyka, żeby nie posługiwały się nadmierną dźwignią finansową. Ta lekcja została przez wielu polityków zignorowana. Potrzebujemy więcej ekonomii, a nie mniej.

[b]Dziś politycy prześcigają się w propozycjach nowych regulacji. Czy działania te mogą ograniczyć ryzyko powtórki kryzysu?[/b]

Tak. Zmiany regulacyjne idą w dobrym kierunku. W USA reforma regulacyjna może nie być wystarczająco surowa, ale z pewnością sektor bankowy będzie lepiej chroniony, niż był przed kilkoma laty. Także europejskie banki staną się bardziej wytrzymałe dzięki nowym wymogom kapitałowym, tzw. Bazylei III.

Oczywiście, istnieje ryzyko, że podaż regulacji będzie zbyt duża, tak jak przed kryzysem była za mała. Znalezienie złotego środka jest trudne, ale to nie znaczy, że nie powinniśmy próbować go znaleźć.

[b]Jako jeden z obszarów, które wymagają nowych regulacji, często wymienia się istnienie „banków zbyt wielkich, by upaść”. Pan jest zdania, że problemem jest nie tyle wielkość banków, ile ich niedostateczna dywersyfikacja. Jak w tym świetle ocenia pan pomysł rozdzielenia bankowości detalicznej i inwestycyjnej, w łagodniejszej formie zawarty także w amerykańskiej reformie regulacyjnej? [/b]

Nie popieram tego pomysłu. W następstwie wielkiej depresji z lat 30. XX w. w USA przyjęto ustawę Glassa-Steagalla, która zakazywała bankom łączenia działalności inwestycyjnej i komercyjnej. Pod koniec lat 90. ustawa ta została zniesiona, co spotkało się z krytyką. Według mnie nie był to jednak błąd. Możliwość zajmowania się różnymi rodzajami działalności sprawia, że banki są bardziej zdywersyfikowane, co jest korzystne.

[b]Czy jednak nie jest tak, że wszystkie regulacje ze swojej natury ujednolicają sektor finansowy? Część ekonomistów twierdzi, że nasila to ryzyko systemowe: jeśli wymuszone przepisami postępowanie okazuje się błędem, popełniają go wszystkie banki.[/b]

Nie sądzę, aby było to poważne zagrożenie. Według mnie spośród regulacji potrzebne są głównie surowe wymogi kapitałowe i limity dopuszczalnej dźwigni finansowej. Takie przepisy nie ograniczają palety kredytów, jakich mogą udzielać banki. Dopóty, dopóki banki finansują rozmaite projekty, ryzyka systemowego można uniknąć.

[b]Podkreśla pan, że rynek kredytowy nie jest taki sam jak inne rynki, ponieważ stwarza tzw. ujemne efekty zewnętrzne, czyli koszty dla całej gospodarki. Z tego powodu wymaga on interwencji rządu. Czy jednak interwencje te – np. polityka wspierania mieszkalnictwa w USA – nie są zarazem jednym ze źródeł kryzysu? [/b]

Uważam, że to błędna diagnoza. To prawda, że utrzymywane na zbyt niskim poziomie stopy procentowe umożliwiły powstanie bańki na rynku nieruchomości, ale nie miałaby ona tak dewastujących konsekwencji, gdyby nadzór nad bankami był właściwy. Doszłoby do bankructw kilku banków, ale jeśli ich kłopoty nie rozlałyby się na cały sektor, nie mielibyśmy do czynienia z poważnym kryzysem. Właściwe regulacje banków są skuteczniejszym sposobem przeciwdziałania kryzysom niż podwyżki kosztu pieniądza, które ograniczają wszelkie inwestycje, nie tylko na rynku nieruchomości.

[b]Rządy na całym świecie podejmowały interwencje na rynku kredytowym także po wybuchu kryzysu, np. ratując banki przed bankructwem. Czy taka polisa ubezpieczeniowa dla sektora finansowego nie sprawia, że będzie on tym bardziej skory do podejmowania ryzykownych działań? [/b]

W pewnym sensie to prawda, że jeśli banki wiedzą, iż w razie kłopotów zostaną uratowane przez rząd, mają słabszą motywację, aby starać się tych kłopotów unikać. To jest przypadek, gdy lekarstwo na daną chorobę zwiększa ryzyko zapadnięcia na nią. Ale to nie oznacza, że nie powinniśmy lekarstwa stosować. Gdy już choroba wystąpiła, nie mamy za bardzo wyboru.

Uważam, że problem tzw. pokusy nadużycia, o którym tu mówimy, faktycznie występuje, ale jest wyolbrzymiany. Gdy zachodzi potrzeba uratowania jakiegoś banku, aby ochronić inne banki przed następstwami jego bankructwa, nie musimy chronić jego akcjonariuszy. Możemy tak zorganizować pomoc, aby akcjonariusze odeszli z pustymi rękami. A ponieważ to akcjonariusze sterują postępowaniem banku, będą mieli bodźce, żeby skłaniać go do roztropności.

[b]Próby zahamowania kryzysu na drodze zastrzyków kapitałowych dla banków nie wystarczyły, aby ochronić realną gospodarkę. Mimo potężnych bodźców fiskalnych i pieniężnych ożywienie gospodarcze w zachodnich gospodarkach jest jednak wciąż niemrawe. Czy potrzebne są kolejne działania stymulacyjne?[/b]

W Stanach Zjednoczonych oraz w części krajów Europy są zdecydowanie potrzebne. Uważam, że dotychczasowe pakiety stymulacyjne w USA były skuteczne – gospodarka nie tkwi już w głębokiej recesji. Gdyby były o około 15 proc. większe, być może byłaby już bliska swojej normalnej kondycji.

Dlatego ucieszyłby mnie kolejny pakiet stymulacyjny, choć wiem, że jego uchwalenie byłoby z powodów politycznych trudne. Szkoda, bowiem teoria ekonomii pokazuje jasno, dlaczego byłby to dobry pomysł.

[b]Rozumiem, że ma pan na myśli bodźce fiskalne, a nie te z repertuaru polityki pieniężnej?[/b]

Potrzebne są oba rodzaje bodźców, z tym że dalsze luzowanie polityki pieniężnej wydaje się przesądzone. Takie sygnały daje w każdym razie Rezerwa Federalna. Nie jestem jednak optymistą, jeśli idzie o szanse na nowy pakiet fiskalny.

[b]Wierzy pan, że dalsze luzowanie polityki pieniężnej może odnieść pożądane skutki? Pieniądz już jest niemal darmowy, a mimo to zadłużeni Amerykanie nie palą się do zaciągania nowych kredytów i zwiększania konsumpcji.[/b]

Same bodźce monetarne nie będą tak efektywne, jak byłyby w połączeniu z pakietem fiskalnym, ale lepsze to niż nic. Musimy próbować wszystkich dostępnych możliwości.

[b]Po kryzysie fiskalnym w strefie euro większość rządów myśli dziś nie o zwiększaniu wydatków, tylko o ich szybkim ograniczaniu. Czy powinny poczekać z zaciskaniem pasa?[/b]

Oczywiście. Sądzę, że takie zaostrzanie polityki fiskalnej, na jakie zdecydowała się Wielka Brytania, jest poważnym błędem. To prawda, że rząd w Londynie ma budżetowy problem, ale jest zbyt wcześnie, aby zabierać się do jego rozwiązywania. Byłoby znacznie rozsądniej poczekać, aż brytyjska gospodarka wydobrzeje. Dzisiaj rząd ryzykuje, że ponownie zepchnie gospodarkę w recesję.

[b]Dziękuję za rozmowę. [/b]

Gospodarka światowa
Opłaciła się gra pod Elona Muska. 500 proc. zysku w kilka tygodni
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Gospodarka światowa
Jak Asadowie okradali kraj i kierowali rodzinnym kartelem narkotykowym
Gospodarka światowa
EBC skazany na kolejne cięcia stóp
Gospodarka światowa
EBC znów obciął stopę depozytową o 25 pb. Nowe prognozy wzrostu PKB
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Gospodarka światowa
Szwajcarski bank centralny mocno tnie stopy
Gospodarka światowa
Zielone światło do cięcia stóp