Nie trzeba być wielkim pesymistą, aby spodziewać się, że pacjent znów popadnie w głęboką śpiączkę, gdy leki się wyczerpią – napisał w najnowszym komentarzu Albert Edwards, znany analityk Societe Generale.
- Należę do obozu, który wierzy, że wzrost cen akcji, który z kolei napędzał ożywienie w gospodarce, to skutek ilościowego łagodzenia polityki pieniężnej (QE) w USA – wskazuje Edwards.
Druga runda programu QE, polegającego na skupie aktywów przez Rezerwę Federalną, dobiegnie końca w czerwcu. – Wówczas zobaczymy, czy pacjent może kontynuować taniec bez ekstremalnie silnych stymulatorów – podkreśla ekonomista SG, uważany za nieuleczalnego pesymistę.
Według niego, utrzymanie się dobrej koniunktury jest mało prawdopodobne. Jak zauważa, w ostatnich latach notowania indeksu S&P 500 były niemal doskonale skorelowane ze zmianami w bilansie Rezerwy Federalnej w związku z QE. Obrazuje to poniższy wykres (wartość aktywów w portfelu Fedu w mld USD na skali lewej, wartość S&P 500 w pkt na skali prawej). To, że S&P 500 nieznacznie wyprzedza zmiany w portfelu aktywów Fed, wynika zdaniem Edwardsa z tego, że program QE zaczął wpływać na rynku już w chwili jego ogłoszenia, a nie dopiero w momencie rozpoczęcia.
Edwards zauważa, że w USA wciąż kurczy się podaż kredytu, co wskazuje, że rozpoczęty wskutek kryzysu proces delewarowania, czyli ograniczania zadłużenia przez Amerykanów, nadal trwa. – Dopóki ten proces się nie zakończy, serie dobrych danych ekonomicznych będą krótkotrwałe, a ich załamanie będzie ustawicznie zaskakiwało byczo nastrojonych inwestorów – twierdzi analityk SG.