Konsumenci z całego świata odczuli w swoich portfelach skutki arabskiej wiosny ludów. Rewolucje w Egipcie i Tunezji, niepokoje w Bahrajnie (chwilowo stłumione przez saudyjską interwencję wojskową) oraz wojna domowa w Libii doprowadziły do poważnego wzrostu cen paliw. Baryłka ropy Brent w Londynie zdrożała od początku roku?o blisko 30 proc. Jej cena sięgnęła nawet 127?USD. Jednak fala rewolucji i niepokojów przetaczających się przez Bliski Wschód i Afrykę Północną?w bardzo zróżnicowany sposób dotknęła poszczególnych państw tego regionu, dzieląc go wyraźnie na „zwycięzców” i „przegranych”.
[srodtytul]Korzystają Saudowie i emiraty[/srodtytul]
Najnowsze prognozy Międzynarodowego Funduszu Walutowego mówią, że PKB krajów tego obszaru będących producentami ropy naftowej wzrośnie w 2011 r. o 4,9 proc. W pozostałych?państwach Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej wzrost ten wyniesie zaledwie 1,9 proc. A w prognozach z jesieni MFW wskazywał, że tegoroczny wzrost gospodarczy tych dwóch grup?państw wyniesie odpowiednio: 5 proc. i 5,2 proc.
Większe ceny ropy oznaczają wzrost przychodów do budżetów takich krajów, jak Kuwejt czy Arabia Saudyjska. Oznacza to, że mogą one sobie pozwolić na dodatkowe wydatki stymulujące gospodarkę. Pakiety stymulacyjne mają również za zadanie uspokoić wzburzony lud przez spełnianie jego socjalnych pragnień. Taki sposób stłumienia rewolucji wybrała m.in. panująca w Rijadzie dynastia Saudów. Tydzień po pierwszych w kraju demonstracjach opozycji ogłosiła pakiet wydatków socjalnych wart 67 mld USD, przewidujący m.in. budowę tysięcy tanich mieszkań. Saudyjski PKB ma zwiększyć się w tym roku według MFW o 7,5 proc., a wzrost gospodarczy w sąsiednim Katarze może sięgnąć nawet 20 proc.!
[srodtytul]Odrodzenie Dubaju[/srodtytul]