Nerwowość, jaka w ostatnich tygodniach panuje na światowych giełdach, wielu analityków wiąże ze zbliżającym się końcem ilościowego łagodzenia polityki pieniężnej (QE) w USA, czyli skupu obligacji skarbowych za dodrukowane pieniądze przez tamtejszy bank centralny. Program ten powszechnie uchodził za jeden z motorów hossy na rynkach akcji.
[srodtytul]Czytaj i komentuj na blogu [link=http://blog.parkiet.com/siemionczyk/]Znalezione w sieci[/link][/srodtytul]
Ale zdaniem Altuchera, autora kilku książek o tematyce inwestycyjnej, QE wpłynie na gospodarkę z wielomiesięcznym opóźnieniem. Choć więc program ten w połowie roku ma się zakończyć, jego faktyczne oddziaływanie na rynki może się dopiero zacząć.
Słabą stroną tego argumentu jest to, że wpływ QE na gospodarkę – nawet jeśli jeszcze się nie uwidocznił - być może został już na rynkach zdyskontowany. Ale Altucher dostrzega powody do optymizmu niezależnie od działań Fedu. Jak tłumaczy, amerykańskie firmy spoza sektora finansowego podczas kryzysu zakumulowały około 2 bln USD gotówki. Teraz wydają te środki na skup własnych akcji i przejęcia.
Co więcej, według Altuchera akcje czołowych spółek z Wall Street – m.in. Apple’a, Intela czy Microsoftu – są ekstremalnie tanie, biorąc pod uwagę poprawiające się szybkim tempie wyniki. Te walory mają potencjał, aby podrożeć o 200-300 proc., ciągnąć za sobą główne nowojorskie indeksy.