Nie tylko dlatego, że jeden miesiąc poprawy nie wygląda jeszcze imponująco na tle wcześniejszego nieprzerwanego spadku trwającego siedem miesięcy. Nawet mimo wzrostu PMI jest poniżej granicy 50 pkt oddzielającej recesję od rozwoju. Inny powód jest taki, że poprawa w sektorze usług nie ma potwierdzenia w kondycji przemysłu (jak pisaliśmy w minionym tygodniu, PMI dla tej gałęzi gospodarki kontynuował w listopadzie spadek). Tymczasem w czasie poprzedniej fazy osłabienia gospodarczego, trwającej od połowy 2007 r. do wiosny 2009 r., aż trzy razy zdarzyło się, że PMI dla sektora usług wzrósł, podczas gdy PMI dla przemysłu spadł. W każdym przypadku taka rozbieżność przemawiała za dalszym pogorszeniem w kolejnych miesiącach. Dopiero zdecydowane odbicie w górę obu wskaźników wiosną 2009 r. zapowiadało przełom w gospodarce.

Dobrze nie wróży też fakt, że oznaki osłabienia widać nawet w przypadku tworzącej rdzeń strefy euro niemieckiej gospodarki. Wskaźnik PMI dla tamtejszego sektora usług, który w październiku zdołał wydostać się powyżej poziomu 50 pkt, tym razem znów się do niego zbliżył (50,3 pkt), strasząc perspektywą wejścia w recesję.

Nie tylko Europa nie jest w formie. Niepokojące wieści nadchodzą także z Chin. Obliczany przez HSBC PMI dla sektora przemysłu i usług po raz pierwszy od prawie trzech lat znalazł się poniżej granicy 50 pkt.

Rozczarowały nawet doniesienia z USA. Odpowiednik PMI, indeks ISM Non-Manufacturing (obok usług obejmuje także branże inne niż przetwórcze, np. przemysł wydobywczy i rolnictwo), zamiast zgodnie z prognozami urosnąć, spadł z 52,9 do 52 pkt. To odczyt najsłabszy od prawie dwóch lat, co oznacza, że amerykańska gospodarka nie jest jednak całkiem niewrażliwa na zawirowania w Europie. Mimo to pozostaje w zdecydowanie lepszej kondycji. ISM w przeciwieństwie do wskaźników w innych regionach świata jest nadal powyżej granicy 50 pkt.