To dlatego, że debata unijnych liderów na temat rozwiązania kryzysu fiskalnego zeszła na niewłaściwe tory – ostrzega Joseph Stiglitz, ekonomista z Uniwersytetu Columbia.
W artykule opublikowanym na portalu „Project Syndicate" laureat nagrody Nobla w dziedzinie ekonomii wskazuje, że unijni liderzy, pomimo swego zaangażowania w obronę strefy euro, nie mają pojęcia, co należy w tym celu zrobić.
Według Stiglitza plany Brukseli, aby zagwarantować w Unii większą dyscyplinę fiskalną (np. wprowadzając automatyczne kary dla państw łamiących kryteria stabilności finansowej), chybiają celu. Takie państwa, jak Irlandia czy Hiszpania, miały przed kryzysem nadwyżki budżetowe i niskie poziomy zadłużenia, a i tak nie uniknęły kryzysu. Pęknięcie baniek na rynkach nieruchomości sprawiło bowiem, że stan finansów publicznych tych państw z roku na rok dramatycznie się pogorszył.
W tym kontekście część ekonomistów wskazuje, że problemem Irlandii i Hiszpanii nie były deficyty budżetowe, tylko deficyty na rachunkach obrotów bieżących i to właśnie z nimi powinno się walczyć. Ale zdaniem Stiglitza, to również jest błędny trop. – W trakcie kryzysu bezpieczną przystanią dla światowych inwestorów stały się Stany Zjednoczone, które od lat odnotowują ogromny deficyt na rachunku obrotów bieżących – przypomina ekonomista.
Bruksela musiałaby się więc nauczyć, jak odróżniać „dobry" deficyt na rachunku obrotów bieżących – wynikający z tego, że warunki inwestowania w danym kraju są tak sprzyjające, że przyciągają zagraniczny kapitał – od „złego" deficytu. Tym „złym" deficytom nie dałoby się zresztą zapobiegać bez poważnych ingerencji w działanie rynków. Sam Stiglitz uważa, że to dobry pomysł, ale niemożliwy do przeforsowania w UE, gdzie – według niego – dominują zwolennicy wolnego rynku.