A to tylko pierwsza tura. Przybywa natomiast dowodów, że niektóre spośród najgorszych pomysłów rzuconych w tej kampanii mogą zyskać odzew w innych krajach Europy.
„Suddeutsche Zeitung" podał w piątek, że niemiecki minister spraw wewnętrznych Hans-Peter Frierdich i jego francuski odpowiednik Claude Gueant zwrócili się do Unii Europejskiej o pozwolenie na 30-dniową wewnętrzną kontrolę graniczną, za każdym razem, kiedy zewnętrzne granice Unii zostaną uznane za niewystarczająco szczelne. Traktat z Schengen z 1985 r. pozwala obecnie na takie kontrole jedynie, gdy wymaga tego „publiczne lub narodowe bezpieczeństwo", na przykład przy okazji wielkich imprez sportowych lub po zamachach bombowych.
Traktat z Schengen to jedno z największych osiągnięć współczesnej Europy. Eliminuje kontrole graniczne, ułatwia handel i turystykę i tworzy namacalny dowód, że Europa jest czymś więcej niż sumą jej części składowych. Co jednak szkodzi politykom, by spróbować to zepsuć?
Jednym z nich jest Nicolas Sarkozy. Próbując zdobyć głosy antyimigranckich wyborców francuski prezydent zagroził w ubiegłym miesiącu, że Francja wycofa się z Schengen, jeżeli traktat nie zostanie renegocjowany tak, by lepiej zapobiegać nielegalnej imigracji. W kwietniu ub.r. Francja zdecydowała się zawracać pociągi z Włoch, kiedy 25 tys. uchodźców uciekło przez morze z powodu rozruchów w Afryce Północnej.
Nowym elementem jest to, że Niemcy wydają się temu sprzyjać. W ub.r. Friedrich potępiał francuską propozycję i sprzeciwiał się decyzji Danii o przywróceniu punktów kontrolnych na jej granicy. Dziś mówi, że „potrzebujemy wewnętrznej kontroli granicznej nie tylko podczas dużych imprez, ale również wtedy, kiedy państwa członkowskie nie wypełniają swoich obowiązków".