Zastrzegają przy tym, że nie ma ryzyka powstania bańki kredytowej, a nakłady poniesione na edukację zwracają się z reguły bardzo szybko. Niemniej jednak z oficjalnych szacunków wynika,?że wartość kredytów zaciąganych przez studentów wynosi ponad 1 bilion dolarów.

To oznacza, że statystyczny amerykański absolwent będzie musiał co miesiąc przeznaczyć na spłatę zobowiązań równowartość swojej pensji. Tymczasem rynek pracy w USA nie jest w najlepszej kondycji, przez co wielu młodych ludzi musi się zmierzyć z pożyczkami zaciągniętymi na naukę, nie mając jeszcze pracy. W konsekwencji ograniczają wydatki konsumpcyjne, odkładają zawarcie małżeństwa i zakładanie rodziny.

W lipcu raty kredytów studenckich mogą się podwoić, jeżeli rząd nie wznowi programu subsydiowania pożyczek na naukę, który dobiegnie końca w lipcu. Ten problem może dotknąć ponad 7,4 mln mieszkańców Stanów.

Jest to oczywiście karta wykorzystywana w kampanii prezydenckiej. Pierwszy zagrał nią Barack Obama, stwierdzając podczas wystąpienia na Uniwersytecie Północnej Karoliny, że wbrew nazwaniu programu nazwiskiem republikanina Stafforda – w tej kwestii powinno zostać osiągnięte porozumienie ponad podziałami partyjnymi.