We Francji zniżkował on w tym czasie z 50,1 pkt do 45,2 pkt, a w Hiszpanii z 46,1 pkt do 42,1 pkt. Każdy odczyt indeksu poniżej 50 pkt oznacza dekoniunkturę w branży. Im on niższy, tym gorzej.

Łączny wskaźnik PMI dla przemysłu i sektora usług strefy euro spadł z 49,1 pkt w marcu do 46,7 pkt w kwietniu. Według firmy Markit Economics przeprowadzającej sondaże PMI może to oznaczać, że gospodarka strefy euro skurczyła się w I kwartale o 0,5 proc., a recesja obejmie też drugi kwartał.

– Dane PMI z sektora usług są naprawdę bardzo kiepskie. Rośnie ryzyko, że spadek PKB strefy euro będzie w drugim kwartale jeszcze głębszy niż w pierwszym. Strefa euro mierzy się obecnie z wieloma przeciwnościami gospodarczymi: fiskalnym zaciskaniem pasa, rosnącym bezrobociem i wysokimi cenami ropy naftowej, które napędzają inflację i uderzają w kieszenie konsumentów – wskazuje Howard Archer, ekonomista z firmy IHS Global Insight.

Małym pocieszeniem jest więc wzrost sprzedaży detalicznej w eurolandzie w marcu o 0,2 proc. i lekka zwyżka niemieckiego usługowego PMI?(z 52,1 pkt w marcu do 52,2 pkt w kwietniu, gdy wstępne dane mówiły o 52,6 pkt).

Dane gospodarcze ze strefy euro były jednym z czynników, który psuł w piątek nastroje na rynkach Starego Kontynentu. Innym źródłem niepewności były niedzielne wybory prezydenckie we Francji (o których czytaj więcej na str. 9–11) i parlamentarne w Grecji. Greckie wybory okażą się najprawdopodobniej porażką obecnie współrządzącej socjalistycznej partii PASOK, ale inwestorzy liczą na to, że po wyborach stworzy ona rząd z konserwatywną Nową Demokracją i razem będą kontynuować fiskalne zaciskanie pasa. Problemy pojawią się, gdy partie te nie uzyskają odpowiedniej większości i będą musiały współrządzić z mniejszymi, radykalnymi partiami.