Dzięki nim wyceny tych papierów mogą pozostać wysokie, nawet jeśli nie dojdzie do kolejnej rundy ilościowego łagodzenia polityki pieniężnej (QE) w USA.

Jak wynika z ostatnich danych Fedu, w I kwartale br. amerykańskie gospodarstwa domowe dokupiły obligacji Waszyngtonu wartych 193 mld USD (652 mld zł). W tym samym okresie zagraniczne instytucje – głównie banki centralne – zwiększyły swój stan posiadania amerykańskich papierów skarbowych o około 110 mld USD. Inne grupy nabywców dokupiły jeszcze mniej tych papierów. Fed zaś nie zgłasza na nie popytu już od połowy ub.r., gdy skończyła się druga runda QE.

– Powszechnie uważa się, że to działania Fedu i popyt zagranicznych inwestorów na bezpieczne aktywa zepchnęły rentowność amerykańskich 10-latek do 1,5 proc. Rzeczywistość jest jednak nieco inna – wskazuje Paul Dales, ekonomista ds. USA w Capital Economics. Jak dodaje, przed kryzysem finansowym w rękach gospodarstw domowych było tylko 5 proc. długu publicznego USA, a dziś jest to już około 12 proc. Kupiły one bowiem aż 18,2 proc. obligacji wyemitowanych przez Waszyngton od końca 2007 r.

Według Dalesa ta grupa nabywców zahamuje przecenę amerykańskich obligacji, gdy osłabnie popyt innych grup inwestorów na bezpieczne aktywa. Ta teza jest zgodna z argumentami m.in. Mohameda El-Eriana, jednego z dyrektorów inwestycyjnych towarzystwa PIMCO, że na rynku obligacji skarbowych USA nie ma bańki spekulacyjnej. Ich niska rentowność odzwierciedla bowiem m.in. przekonanie Amerykanów, że gospodarka USA będzie się rozwijała wolniej niż przed kryzysem.