Fujimaki radzi obecnie, by przygotować się na plajtę Japonii, skupując dolara oraz inne waluty, takie jak frank szwajcarski, funt brytyjski, dolar kanadyjski czy dolar australijski. – Jeżeli dojdzie do bankructwa Japonii, jen osłabi się do poziomu 400–500 jenów za dolara, a rentowność japońskich obligacji dziesięcioletnich przekroczy 80 proc. – przekonuje Fujimaki. W piątek dolar kosztował 78,6 jenów, a rentowność japońskich obligacji dziesięcioletnich sięgała zaledwie 0,8 proc.
Dług publiczny Japonii wynosił dziesięć lat temu 164 proc. PKB, w tym roku, według prognoz Międzynarodowego Funduszu Walutowego ma sięgnąć 235,8 proc. PKB. W 2017 r. wyniesie już prawdopodobnie 257 proc. PKB. Na razie japoński dług jest uznawany przez inwestorów za stosunkowo pewny. Lokują oni pieniądze w aktywach denominowanych w jenach, gdy np. nasila się kryzys w strefie euro. Na korzyść Japonii działa również to, że 95 proc. jej długu publicznego znajduje się rękach krajowych inwestorów.
Fujimaki nazywa jednak rynek japońskich obligacji „gigantyczną bańką". – Wystarczy cienka szpilka lub delikatny wietrzyk, by ją przebić. Wydarzenia w Europie mają potencjał, by wywołać eksplozję – wskazuje Fujimaki. Prognozuje on również, że strefa euro rozpadnie się całkowicie w ciągu najbliższych 5–10 lat.