Według wieszczących ją ekonomistów Ordos i inne chińskie „miasta widma" pokazują, że inwestycje w infrastrukturę na dotychczasową skalę są niepotrzebne, a więc nie będą napędzały drugiej największej gospodarki świata. A jeśli Pekin uprze się, aby je kontynuować, doprowadzi do załamania cen domów, co również miałoby fatalne skutki gospodarcze.

Według Stephena Roacha, byłego głównego ekonomisty banku Morgan Stanley i jego szefa na Azję, te kasandryczne prognozy są chybione. Według wykładowcy uniwersytetu Yale chińskiej gospodarki nie czeka twarde lądowanie, bo inwestycje w mieszkalnictwo i infrastrukturę są nadal uzasadnione. – Pesymiści nie dostrzegają jednego z najważniejszych motorów modernizacji Chin: urbanizacji, jakiej świat jeszcze nie widział – wskazuje Roach. Jak przypomina, na koniec 2011 r. po raz pierwszy ponad połowa (51,3 proc.) populacji Państwa Środka zamieszkiwała miasta, podczas gdy w 1980 roku niespełna 20 proc. – Z prognoz OECD wynika, że do 2030 r. chińska populacja miejska zwiększy się o kolejnych 300 mln ludzi, czyli mniej więcej tyle, ile wynosi obecnie cała populacja USA. Dzisiejsze miasta widma szybko staną się kwitnącymi metropoliami – dodaje Roach.