Ponad miesiąc temu Mario Draghi, szef Europejskiego Banku Centralnego obiecał, że zrobi wszystko by ocalić wspólną walutę. Dzisiaj wybija godzina prawdy, a zawieszona przez niego poprzeczka jest wysoko.

Inwestorzy oczekują, że Draghi przedstawi plan batalii, w której stawką jest istnienie w obecnym kształcie unii walutowej skupiającej 17 państw, a także wiarygodność prezesa EBC. Obawiano się, że ten następca Francuza Jean-Claude'a Tricheta będzie posłusznym narzędziem Niemiec, tymczasem Włoch zaskoczył nie tylko kompetencjami, ale także zręcznością dyplomatyczną. Wygląda na to, że to właśnie on, a nie Jens Weidman, szef Bundesbanku,  stał się głównym rozgrywającym.

Oczekuje się, że EBC będzie bez ograniczenia interweniować na rynku wtórnym kupując obligacje zagrożonych państw strefy euro, ale będą to papiery nie dłuższe niż trzyletnie. Warunkiem, według dotychczas kreślonego scenariusza, ma być prośba zagrożonych państw o wsparcie i skup ich obligacji na rynku pierwotnym przez europejski fundusz ratunkowy.

Draghi wyjaśniał europejskim parlamentarzystom, że poprzez interweniowanie na rynku obligacji jego instytucja chce odzyskać kontrolę nad stopami procentowymi w bardzo zróżnicowanej rzeczywistości gospodarczej eurolandu, ale wszystko wskazuje, że celem EBC nie będzie dążenie do osiągnięcia określonego ich pułapu.

Europejski Bank Centralny może dać inwestorom nie tylko prezent w postaci skonkretyzowanego planu interwencji na rynku papierów skarbowych, ale może także obniżyć stopy procentowe do rekordowo niskiego poziomu. To będzie jasne o 13,45.