To najlepszy symbol zmian, jakie zaszły na Wall Street w ciągu pięciu lat od apogeum kryzysu finansowego. Objęły one wszystkie ważne instytucje, może z wyjątkiem Goldmana Sachsa. Ale Morgan Stanley jest w awangardzie zmian. Jego transformacja z agresywnego banku inwestycyjnego, w którym największym szacunkiem cieszyli się traderzy o dużej skłonności do ryzyka, w stateczny dom maklerski, zajmujący się obsługą drobnych inwestorów i doradztwem, stała się jednym z najpilniej obserwowanych eksperymentów w dziedzinie finansów.

Ta transformacja tylko częściowo wynika z dobrej woli prezesa Morgana Stanleya, Jamesa Gormana. Zmiany w dużej mierze wymusił na banku rząd. Dziś w jego siedzibie przy placu Times stale pracuje około 50 przedstawicieli nadzoru finansowego. Pięć lat temu nie było ani jednego. Mniej jest za to traderów, bo bank pozbył się czterech zespołów, które obracały jego pieniędzmi. Zamiast nich kupił (w 2009 r.) dom maklerski Smith Barney, aby skoncentrować się na obracaniu pieniędzmi inwestorów. Dziś połowa przychodów Morgana Stanleya pochodzi z bankowości inwestycyjnej, a druga połowa z zarządzania aktywami klientów. Przed kryzysem te proporcje wynosiły około 70 do 30 proc. Aktywa banku od 2008 r. skurczyły się o jedną trzecią. – Ten bank nie jest perfekcyjny, ale z pewnością dokonał postępu – ocenia Shaila Bair, była szefowa Federalnej Agencji Ubezpieczeń Depozytów (FDIC). Pod nadzorem tej instytucji Morgan Stanley jest od 2008 r., gdy przyjął status holdingu bankowego, dzięki czemu zyskał dostęp do pożyczek z Rezerwy Federalnej.

Gdy James Gorman w 2009 r. obejmował stery Morgana Stanleya, nic nie zapowiadało tak rewolucyjnych zmian. Pracownikom powiedział wówczas, że od zawsze sercem tego banku była bankowość inwestycyjna oraz trading i tak powinno zostać. Niedługo później tłumaczył traderom, że jeśli nadal chcą zajmować się ryzykownymi transakcjami, to powinni odejść do funduszy hedgingowych, bo w Morganie Stanleyu nie ma dla nich miejsca. Ani pieniędzy. Cięcie płac wielu z nich faktycznie skłoniło do odejścia, inni zostali zwolnieni. Gorman ani myśli po nich płakać.