Ograniczenia w transferze pieniędzy zostały nałożone na Cyprze w marcu, by zapobiec runowi na banki i ucieczce kapitału z wyspy (w związku z obciążeniem właścicieli nieubezpieczonych bankowych depozytów częścią kosztów ratowania cypryjskich banków). Początkowo wyznaczały one m.in. dzienne limity wypłat pieniędzy z bankomatów na 300 euro przypadające na jedno konto.

Plan stopniowej likwidacji ograniczeń w przepływie kapitału został już w sierpniu przedstawiony eurogrupie przez cypryjski rząd. Władze w Nikozji uważają, że uda się go zrealizować w ciągu kilku miesięcy. Nie odstrasza ich przykład Islandii, gdzie kontrolę przepływu kapitału wprowadzono w 2008 r. i wciąż jeszcze jej nie zniesiono (uznając, że byłoby to zbyt ryzykowne).

Cypryjskie władze przekonują, że ich kraj najgorsze ma już za sobą. – Dobrym i ważnym znakiem jest zachowanie Cypryjczyków, ich odpowiedzialna postawa, żadnych reakcji, strajków... Spodziewam się, że będzie w stanie wrócić na rynki wcześniej, niż myśleliśmy, a także stworzyć zachęcające perspektywy dla gospodarki – uważa Anastasiades.

Cypr jest wciąż jednak pogrążony w głębokiej recesji. Fiskalne zaciskanie pasa oraz wstrząsy w systemie finansowym sprawiły, że cypryjska gospodarka skurczyła się w pierwszym kwartale 2013 r. o 5 proc., a w drugim o 5,9 proc. Według oficjalnych prognoz w 2013 i 2014 r. PKB Cypru ma łącznie spaść o 13 proc.