Merkel idzie po zwycięstwo

Niemcy › Największą niewiadomą wyborów jest to, z kim pani kanclerz będzie tworzyła koalicję. Zaskoczyć rynki może też wynik eurosceptyków. Ale poza tym trudno się spodziewać rewolucji.

Aktualizacja: 11.02.2017 12:13 Publikacja: 21.09.2013 06:07

Merkel idzie po zwycięstwo

Foto: Bloomberg

Niemiecki indeks DAX  nieznacznie rósł w trakcie piątkowej sesji, ostatniej przed   wyborami parlamentarnymi. Niemal wszyscy analitycy spodziewali się, że niedzielne wybory przedłużą rządy kanclerz Angeli Merkel na trzecią kadencję. Jej koalicja CDU/CSU miała w ostatnich sondażach 38–40 proc.  Wielką niewiadomą jest jednak to, z jakim stronnictwem Merkel będzie budować nowy rząd. Jej dotychczasowy koalicjant, liberalna FDP, ma w sondażach ledwie 5–6 proc., co może nie wystarczyć do stworzenia większości w parlamencie.

Między SPD i AfD

Sondaże wskazują, że główna partia opozycyjna, socjaldemokratyczna SPD, dostanie 27–28 proc. głosów, Zieloni  i  radykalnie lewicowa Die Linke po 8–9 proc., a do parlamentu z wynikiem 5 proc. głosów może wejść również Alternatywa dla Niemiec (AfD), czyli partia domagająca się głównie wyjścia RFN ze strefy euro. SPD wydaje się za bardzo pokłócona z postkomunistami z Die Linke, by zbudować stabilną lewicową koalicję. W przypadku fatalnego wyniku FDP, Merkel mogłaby się jednak skupić na zbudowaniu tzw. wielkiej koalicji z SPD. Wariant ten został już zresztą „przećwiczony" w czasie pierwszej kadencji pani kanclerz w latach 2005–2009.

Niemieckie środowiska biznesowe wolałyby oczywiście  kontynuację koalicji CDU/CSU z FDP. Rząd z udziałem socjaldemokratów mógłby bowiem próbować spełniać część programu SPD, np. nieco podwyższać podatki bogatym lub opodatkować transakcje finansowe. Jednakże w kwestiach polityki wobec strefy euro SPD niewiele się różni od CDU. W przypadku ich koalicji można się więc spodziewać  kontynuacji polityki drugiego gabinetu Merkel (m.in. dalszych prac nad unią bankową). Jeśli chodzi o kwestie unijne, jedyną niespodziankę rynkom mógłby sprawić lepszy od spodziewanego wynik AfD, wskazujący na rosnącą niechęć  Niemców do wspólnej waluty.

– Biorąc pod uwagę proeuropejskie stanowisko SPD, perspektywa wejścia tej partii do rządu wzmocniłaby euro wobec dolara. Wynik AfD lepszy niż 5 proc. doprowadziłby zaś do osłabienia euro w stosunku do dolara. Zdobycie przez nią reprezentacji w parlamencie mogłoby negatywnie wpłynąć na problemy Grecji. Według MFW w obecnym programie dla tego kraju jest dziura w finansowaniu wynosząca 4,4 mld euro na 2014 r. i 6,5 mld euro  na 2015 r. Wszystkie nowe pożyczki pomocowe muszą zostać zatwierdzone przez Bundestag, a obecność w nim AfD skomplikuje sprawę – wskazuje  Michael Weston, analityk z IG Markets.

Dobrze wykonane zadanie

Poza „dziką kartą" w postaci ewentualnego wyniku AfD trudno się jednak spodziewać, by te wybory parlamentarne przyniosły niemieckiej gospodarce jakąś rewolucję. Wysokie poparcie dla partii Merkel świadczy o tym, że polityka ekonomiczna jej rządu nie wywołuje w społeczeństwie dużych kontrowersji. Druga kadencja Merkel jest oceniana przez ekspertów dosyć dobrze .

Choć pani kanclerz i jej minister finansów Wolfgang Schaeuble wielokrotnie popełniali błędy, jeśli chodzi o walkę z kryzysem w strefie euro, to udało im się zachować jedność eurolandu, a europejski kryzys  nie bardzo zaszkodził niemieckiej gospodarce.  Niemcy  wciąż są uznawane za motor wzrostu gospodarczego w strefie euro.  Spowolnienie gospodarcze i recesja okazały się tam stosunkowo łagodne. Analitycy  Deutsche Banku spodziewają się, że w tym roku PKB Niemiec wzrośnie o 0,5 proc., a w przyszłym o 1,5 proc.  Tymczasem gospodarka strefy euro ma się wówczas odpowiednio skurczyć o 0,2 proc.,  a potem wzrosnąć o 1,2 proc. O ile stopa bezrobocia w eurolandzie wyniosła w sierpniu 12,1 proc., to w Niemczech wynosiła wtedy zaledwie 5,3 proc. W tak dobrym stanie rynek pracy  w Niemczech nie był od czasów zjednoczenia. Nie mają powodów do narzekań również inwestorzy. Za drugiej kadencji Merkel frankfurcki indeks DAX zyskał 56 proc.

[email protected]

Pytania do Tomasza Matrasa, zarządzającego w Union Investment TFI

Różnice w programach dwóch największych niemieckich partii – CDU i SPD – nie wydają się duże. Zresztą wyniki wyborów i tak są chyba przesądzone – CDU ma raczej zagwarantowany udział w nowym rządzie. Tymczasem przez zarządzających funduszami niemieckie wybory są wymieniane jako jeden z czynników ryzyka, jednym tchem z OFE i ograniczeniem QE – dlaczego?

W ostatnich latach niemiecka gospodarka radzi sobie bardzo dobrze. Kryzys w strefie euro tak naprawdę pomógł Niemcom, które stały się lokomotywą ciągnącą całą Europę. Dlatego w kontekście wyborów inwestorzy najbardziej obawiają się zmian obecnego kursu politycznego w Niemczech, który – nawet jeżeli specjalnie nie pomaga gospodarce, to na pewno nie przeszkadza jej w rozwoju. Niepewność bierze się stąd, że nowa władza może coś zmienić na gorsze. Przez inwestorów zawsze gorzej są postrzegane rządy lewicowe. Zabezpieczenia socjalne w Niemczech są i tak mocno rozwinięte, dlatego akurat w przypadku tego kraju ich dodatkowa rozbudowa mogłaby być niebezpieczna. W przeszłości zdarzało się bowiem, że gdy SPD dochodziło do władzy i rozwijało zabezpieczenia społeczne, to pojawiały się problemy gospodarcze. Teraz sytuacja jest zrównoważona i polityka społeczna nie przeszkadza gospodarce w rozwoju.

Gdyby się okazało, że SPD zacznie odgrywać istotną rolę w nowym rządzie (mówi się o tym, że niewykluczona jest koalicja CDU-SPD), europejskim giełdom groziłoby tąpnięcie?

Myślę, że wzrost znaczenia partii lewicowej mógłby zostać negatywnie odebrany przez inwestorów. Jednak nawet gdyby tak się stało – choć to mało prawdopodobne – nie spodziewałbym się tąpnięcia, a co najwyżej krótkoterminowej korekty. Na pewno nie byłyby to takie spadki, przez które niemiecka giełda zaczęłaby odstawać od reszty świata.

Mówimy jednak nie tylko o niemieckiej giełdzie. Od polityków w Niemczech zależy w pewnym stopniu przyszłość całego eurolandu...

Kurs obrany przez Angelę Merkel jest wszystkim znany, wiemy, co on oznacza dla gospodarki europejskiej. Radykalna zmiana w tym zakresie na pewno wzbudziłaby obawy inwestorów, jednak sądzę, że jest ona naprawdę mało prawdopodobna.

Skąd się bierze korelacja pomiędzy IFO – wskaźnikiem nastrojów w niemieckim przemyśle i handlu – a WIG20?

Przełożenie jest bardzo proste – inwestorzy zakładają, że kiedy jest lepiej w Niemczech, to jest lepiej w całej Europie. Jeżeli analogiczny wskaźnik IFO byłby – z całym szacunkiem – liczony w Austrii, to miałby marginalny wpływ na naszą giełdę. Tak jak globalnie liczą się przede wszystkim Stany Zjednoczone, tak w Europie – Niemcy. Jeżeli u naszych zachodnich sąsiadów sytuacja się poprawia, można przyjąć, że zacznie się poprawiać również w krajach ościennych – Niemcy to podstawowy partner handlowy praktycznie wszystkich swoich sąsiadów i nie tylko.

Gospodarka światowa
Szwajcarski bank centralny mocno tnie stopy
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Gospodarka światowa
Zielone światło do cięcia stóp
Gospodarka światowa
Inflacja w USA zgodna z prognozami, Fed może ciąć stopy
Gospodarka światowa
Rządy Trumpa zaowocują wysypem amerykańskich fuzji i przejęć?
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Gospodarka światowa
Murdoch przegrał w sądzie z dziećmi
Gospodarka światowa
Turcja skorzysta na zwycięstwie rebeliantów