Pakiet reform zaproponowany przez grecki rząd można określić jako wielkie ustępstwo względem eurogrupy. Grecja zobowiązała się w nim m.in., że nie będzie znacząco luzować polityki fiskalnej, płacę minimalną będzie podnosiła jedynie po międzynarodowych konsultacjach, będzie kontynuowała reformy rynku pracy i systemu podatkowego oraz nasili walkę z oszustami podatkowymi. Prywatyzacje nie zostaną cofnięte. Znalazła się tam również obietnica, że działania rządu mające łagodzić kryzys humanitarny (jak m.in. bony żywnościowe i darmowa elektryczność dla biednych) „nie będą miały negatywnego efektu fiskalnego". To wyraźne odejście od radykalnie lewicowego programu rządzącej partii Syriza. Wygląda więc na to, że rządowi będzie trudno przekonać do tego pakietu reform nawet swoich własnych ministrów. Ten program ustępstw ma jednak kupić Grecji czas do końca czerwca na wywalczenie lepszego rozwiązania.
– Kwestie, na których poległy poprzednie rządy, czyli fiskalne zaciskanie pasa i wdrażanie reform, wciąż dają o sobie znać. Mamy więc perspektywę niestabilności politycznej w Grecji i upadku rządu po 12–18 miesiącach. Ryzyko Grexitu wynosi 40 proc. – ocenia Joan Hoey, analityczka z Economist Intelligence Unit.
Porozumienie między eurogrupą i Grecją nie wpłynęło na politykę Europejskiego Banku Centralnego. Nadal nie będzie on przyjmował greckich obligacji jako zabezpieczenia pożyczek.