Chiny chwytają się juana

Nieoczekiwana decyzja o dewaluacji waluty uwidoczniła, z jak poważnymi problemami borykają się Chiny i że tamtejsze władze są w stanie zrobić wszystko, by nie dopuścić do pogorszenia się sytuacji. Konsekwencje tego posunięcia będą widoczne po obu stronach Wielkiego Muru jeszcze przez długi czas.

Aktualizacja: 06.02.2017 20:28 Publikacja: 17.08.2015 06:14

Chiny chwytają się juana

Foto: GG Parkiet

Spośród trzech głównych problemów, z jakimi zmagają się rynki finansowe, grecki zdaje się odchodzić na pewien czas do zamrażarki, amerykańskie stopy procentowe chwilowo budzą mniejsze emocje, za to na pierwszy plan wysunęły się Chiny za sprawą zaskakującej dewaluacji juana. Ta ostatnia kwestia może mieć znacznie większy wpływ na rynki finansowe, niż wskazują pierwsze reakcje inwestorów.

Grecja cieszy Greków i pomaga euro

Pojawiające się już od początku minionego tygodnia informacje o niemal pewnym zawarciu porozumienia między greckim rządem a wierzycielami poprawiały stopniowo nastroje na ateńskim parkiecie. Wciąż jeszcze indeksowi daleko jednak do poziomu sprzed tąpnięcia, jakiego doznał po przymusowej kilkutygodniowej kwarantannie. O kryzysie zapomnieli już posiadacze greckich obligacji, których rentowność już w pierwszej połowie lipca wróciła z wycieczki w okolice 20 proc., a w miniony wtorek zbliżyła się do 10 proc. Obserwacja dalszego rozwoju sytuacji na rynku tych papierów może być w najbliższej przyszłości niezłym miernikiem nastawienia inwestorów do ryzyka. Warto bowiem przypomnieć, że zaledwie rok temu rentowność greckich dziesięciolatek sięgała niewiele powyżej 5 proc.

Oddech ulgi po zażegnaniu greckiego pożaru widoczny był tylko w przypadku wspólnej waluty. Kurs euro w ciągu ostatnich kilku tygodni poszedł w górę z 1,08 do ponad 1,1 dolara. Inwestorzy działający na pozostałych rynkach sprawą Grecji już się raczej nie ekscytowali i prawdopodobnie zapomną o niej na nieco dłużej.

Interesujący przyczynek do spojrzenia na całe greckie zamieszanie stanowi informacja, że według wyliczeń niemieckiego Instytutu Badań Gospodarki budżet Niemiec zaoszczędził od 2010 r. na niższych odsetkach od obligacji około 100 mld euro, więc wyszedłby na plus nawet w przypadku, gdyby Grecja nie zwróciła ani centa z pożyczonych jej przez Niemcy pieniędzy. Stawia to w nieco dwuznacznym świetle niemiecki opór wobec wielu mniej i bardziej zasadniczych kwestii przy stole negocjacyjnym.

Amerykańskie dane dają pole do interpretacji

Wbrew oczekiwaniom niedawna publikacja danych dotyczących amerykańskiego rynku pracy wcale nie przybliżyła odpowiedzi na pytanie o termin podwyżki stóp procentowych w Stanach Zjednoczonych. Niewiele światła na tę kwestię rzucają wypowiedzi przedstawicieli Fedu. Nie dość, że w żadnym razie nie wskazują na jednomyślność, to jeszcze potrafią narobić zamętu. Przykładem może być mocne stwierdzenie Dennisa Lockharta, który w jednym z wywiadów stwierdził, że jedynie wyjątkowo złe dane mogłyby odwieść go od głosowania przeciw podwyżce we wrześniu, a kilka dni później zdecydowanie złagodził ton wypowiedzi. Inna rzecz, że komentatorzy i inwestorzy często podchwytują wybrane wątki i nadają im interpretację własnego autorstwa. Trudno się temu pędowi do wiedzy dziwić, bo każdy chciałby znaleźć odpowiedź albo przynajmniej jasną wskazówkę. Tych jednak trzeba będzie nadal szukać w kolejnych danych i kolejnych wypowiedziach.

Inwestorzy na poszczególnych rynkach także obstawiają różne możliwości, choć ich decyzje są wypadkową różnych impulsów, nie tylko tych związanych z polityką pieniężną Fedu. Osłabienie dolara wobec euro z ostatnich dni może być pochodną negocjacyjnego finiszu w sprawie pomocy dla Grecji. Ten ruch może stanowić jedynie korektę w dominującym trendzie, w ramach którego amerykańska waluta ma wyraźną przewagę. Widać ją zresztą bardzo wyraźnie w zachowaniu indeksu, mierzącego siłę dolara wobec koszyka głównych walut świata. Od połowy czerwca idzie on zdecydowanie w górę, nie przejmując się nadmiernie takimi „drobiazgami" jak Grecja czy Chiny. Nie można jednak wykluczyć, że to niezachwiane przekonanie o zbliżającej się podwyżce stóp w pewnym momencie zostanie skorygowane, jak to miało miejsce wcześniej, od połowy kwietnia do połowy maja i w pierwszej połowie czerwca.

W zupełnie innymi kierunku podążają notowania amerykańskich obligacji skarbowych. Wzrost cen tych papierów rozpoczął się niemal w tym samym momencie, w którym w górę ruszył indeks dolara. W wyniku tej tendencji rentowność obligacji dziesięcioletnich obniżyła się 2,48 do 2,15 proc., co w perspektywie domniemanej wrześniowej podwyżki stóp procentowych należałoby uznać za zjawisko nienaturalne. Być może to jednak tylko korekta głównej tendencji, spowodowana czerwcowym „rozczarowaniem" bezczynnością Fedu w kwestii stóp procentowych. W każdym razie, jeśli inwestorzy poważnie biorą pod uwagę termin wrześniowy, rentowność obligacji lada moment powinna zacząć iść w górę. Brak takiego ruchu sugerowałby, że jednak Fed poczeka do grudnia.

Choć w mediach coraz częściej pojawiają się spekulacje dotyczące tego, czy i jak decyzje chińskich władz mogą wpłynąć na działania Fedu, trudno na razie cokolwiek w tej kwestii przesądzać.

Rynki wstrząśnięte i zmieszane

Sporą niepewność i obawy inwestorów od pewnego czasu budziło to, co działo się na chińskim parkiecie. Powodów silnych wahań indeksów doszukiwano się zarówno w rozbudzonej spekulacji, jak i w zmianach regulacji, mających na celu „urynkowienie" chińskiego rynku akcji, a także w kondycji gospodarki. Początkowo trudno było wychwycić czynnik dominujący. Obecnie, po tym, gdy chińskie władze zdecydowały się na dewaluację juana, nie ma już wątpliwości. Gospodarka się chwieje i trzeba zrobić wszystko, by nie wpadła w jeszcze większe turbulencje. Zamieszanie na światowych rynkach jest jakimś problemem, ale chińskie władze mają jasne priorytety i dopóki skoki notowań surowców, akcji czy walut innych krajów nie będą przeszkadzały w ich realizacji, Chiny nie będą się nimi przejmowały.

Warto więc przyjrzeć się reakcjom rynków, by dowiedzieć się, kto może mieć wskutek chińskich działań problemy i komu może przeszkadzać dewaluacja juana. Jeśli popatrzymy na waluty, to rzeczywiście najmocniej ucierpieli sąsiedzi Chin oraz kraje, których gospodarki opierają się na surowcach. Słabszy juan uderza w konkurencyjność eksportu pozostałych krajów azjatyckich, więc trudno się dziwić mocnej reakcji na przykład koreańskiego wona, malezyjskiego ringgita czy indonezyjskiej rupii. O miano najmocniej tracących na wartości rywalizują z nimi rubel, chilijskie peso, brazylijski real, dolary australijski i nowozelandzki oraz południowoafrykański rand. Ale warto zauważyć, że niemal wszystkie z tych walut zniżkują już od kilku miesięcy, a dewaluacja juana była tylko epizodem w ramach tej tendencji.

W przypadku surowców sprawa jest także oczywista, a sytuacja długoterminowa podobna jak w przypadku surowcowych walut. Ale w tej oczywistości nie sposób nie zauważyć, że po decyzji chińskich władz notowania kontraktów na miedź nie tylko nie pogłębiają tendencji spadkowej (wyjątek to sesja z 12 lipca, gdy w ciągu dnia pojawił się na chwilę nowy dołek), ale wręcz lekko idą w górę. Z kolei ceny ropy borykają się ze swoimi problemami, których źródło leży nie tylko w Chinach, lecz wiąże się raczej z nadpodażą surowca.

Zaskakujące akcje

Najbardziej interesujące spostrzeżenia dotyczą rynku akcji. I nie chodzi wcale o to, że w ciągu ostatnich sesji w górę poszły indeksy w Szanghaju. Ani o to, że w czołówce najmocniej zniżkujących znalazły się wskaźniki w Indonezji, Malezji, na Tajwanie czy Australii i Nowej Zelandii. Symptomatyczne jest to, że wśród liderów spadków, i to na eksponowanych pozycjach, znalazł się DAX, a także CAC40. Smutek inwestorów z Frankfurtu jest jak najbardziej zrozumiały, w kontekście pozycji Niemiec w globalnym handlu oraz skali wymiany handlowej z Chinami. To jednocześnie nie najlepszy prognostyk dla krajów najbardziej rozwiniętych, a nie tylko wschodzących, co do których zgłaszano największe obawy.

Na tym tle warto zwrócić uwagę na dwa specyficzne przypadki. Pierwszy to rynek amerykański, gdzie indeksy poniosły w ostatnich dniach niewielkie straty, sięgające około 1 proc. Drugi to warszawski parkiet, na którym WIG20, budzący tak wiele obaw, trzymał się dzielnie w okolicach 2200 punktów, zwyżkując od poniedziałku do czwartku o ponad 1 proc., a towarzyszyły mu w tym indeks szerokiego rynku oraz wskaźnik średnich spółek.

[email protected]

Gospodarka światowa
Amerykański PKB spadł w pierwszym kwartale
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Gospodarka światowa
Volkswagen odnotował 37-proc. spadek zysku w pierwszym kwartale
Gospodarka światowa
PKB strefy euro wzrósł o 0,4 proc.
Gospodarka światowa
Chiny zniosły cło na amerykański surowiec. Ale nie chcą się przyznać
Materiał Promocyjny
Lenovo i Motorola dalej rosną na polskim rynku
Gospodarka światowa
Globalny szef international w Citi: na świecie będzie coraz mniej wolnego handlu
Gospodarka światowa
Czy DOGE rzeczywiście „ciął piłą łańcuchową” wydatki budżetowe?