W Next 11 (Następna 11-tka) znalazły się m. in. takie kraje jak Filipiny, Turcja i Meksyk, w owym czasie ceny tamtejszych akcji osiągały rekordowe poziomy, a zagraniczni inwestorzy chętnie kupowali te walory. Fundusz inwestycyjny Goldmana Sachsa lokujący w tych krajach zgromadził aktywa dwukrotnie większe niż jego firmowy konkurent wyspecjalizowany w państwach BRIC.

Teraz Next 11 jednak jest gorsza niż największe rynki wschodzące, które miała zastąpić. Indeks Next 11 obliczany przez MSCI Inc. stracił w tym roku 19 proc. a wskaźnik BRIC jest 14 proc. pod kreską. Kapitał zagraniczny wycofuje się z tych państw, fundusz Goldmana Sachsa skurczył się prawie o połowę a straty od jego powstania cztery lata temu wzrosły do 11 proc.

To duże rozczarowanie dla Goldmana Sachsa, który zainteresował się tą „jedenastką" dziesięć lat temu. Tamtejszym inwestorom nie udało się utrzymać wysokich stóp zwrotu w obliczu ryzyka rosnących stóp procentowych w Stanach Zjednoczonych, spadających cen surowców i spowolnienia w Chinach.

John-Paul Smith, jeden z niewielu strategów, którzy precyzyjnie przewidzieli straty na rynkach wschodzących, wskazuje, iż niebezpieczne jest grupowanie tak różnych państw w jedną klasę inwestycyjną. Ten były strateg Deutsche Banku i założyciel firmy analitycznej Ecstrat, podkreśla, że zarządzający funduszami coraz więcej pieniędzy wycofują z tych inwestycji.

Katie Koch, dyrektor zarządzająca Goldman Sachs Asset Management, twierdzi, że mimo tegorocznego spadku stopa zwrotu funduszu Next 11 od jego startu w 2011 roku jest lepsza niż w przypadku wskaźnika MSCI Emerging Markets Index, który w tym okresie stracił 16 proc. Wyjaśnia ona, że fundusz N 11 jest tak skonstruowany by osiągać lepsze rezultaty od szeroko rozumianych emerging markets w „pełnym cyklu rynkowym".