Ostatnie tygodnie przyniosły rynek byka na azjatyckie giełdy. Hang Seng, główny indeks parkietu w Hongkongu, wzrósł od dołka z lutego o 20,1 proc., co oznacza, że pod względem technicznym zaczęła się tam hossa. Rynek byka trwa też na giełdzie w Mumbaju, której główny indeks, Sensex, zyskał od tegorocznego dołka 22,5 proc. Hossa zawitała również do Tajlandii, gdzie indeks SET wzrósł od dołka z początku roku o 23,5 proc. Na krawędzi hossy znalazła się indonezyjska i tajwańska giełda. Indeks Jakarta Composite zyskał od dołka 18,5 proc., a tajwański Taiex wzrósł o 17,3 proc.
Czynniki lokalne
Azjatyckie giełdy zyskiwały w ostatnich tygodniach na fali globalnego optymizmu (która dała o sobie znać, gdy zmniejszył się niepokój związany z Brexitem) oraz oczekiwań co do działań banków centralnych. Ta fala optymizmu sprawiła m.in., że nowojorski indeks S&P 500 pobił niedawno historyczny rekord.
– Mamy lepsze zyski spółek, prawdopodobny duży fiskalny pakiet stymulacyjny w Japonii, stopy procentowe bliskie zera pomagające absorbować każdy wstrząs makroekonomiczny oraz programy ilościowego luzowania polityki pieniężnej. Gdyby akcje nie drożały w takim środowisku, oznaczałoby to, że nigdy nie będą drożeć – wskazuje Chris Weston, strateg z firmy IG.
Oczywiście dawały o sobie znać również czynniki lokalne. Np. w Hongkongu zwyżki indeksu Hang Seng napędzały w dużej mierze firmy deweloperskie, które pozytywnie zaskakiwały wynikami.
– Wyceny akcji w Hongkongu są dosyć atrakcyjne, więc inwestorzy to wykorzystują, a sprzyja temu również pozytywna dynamika na amerykańskim rynku akcji. Biorąc pod uwagę solidne fundamenty, można się spodziewać, że zwyżki w Hongkongu jeszcze potrwają – twierdzi Wang Zheng, dyrektor inwestycyjny w chińskiej firmie Jingxi Investment Management Co.