Płeć muzyków odgrywa coraz mniejszą rolę przy ich zatrudnianiu w orkiestrach. St. Louis Symphony w 1964 r. miała 18 kobiet w liczącym 88 osób zespole, a teraz jest ich tam więcej niż połowa.
W takim samym okresie w orkiestrze symfonicznej z Chicago liczna kobiet wzrosła z trzech na 104 muzyków do 41 na 102 obecnie. W nowojorskiej Filharmonii pół wieku temu nie było ani jednej kobiety w orkiestrze, a teraz jest ich 41 w stuosobowym zespole. Ogólnie rzecz biorąc, już ponad połowa krzeseł w 250 największych amerykańskich orkiestrach zajęta jest przez kobiety.
I nie przyczyniły się do tego poprawność polityczna, feminizm czy jakiekolwiek działania wspierające równouprawnienie płciowe. O feminizacji również tego zawodu zdecydowały przesłuchania kandydatów do orkiestry za kurtyną. W świecie o coraz wyższych standardach technicznych konkurencja wymogła zatrudnianie po prostu najlepszych muzyków. Przesłuchania okazały się o wiele bardziej skuteczne niż tradycyjna alchemia kontaktów, kumoterstwa czy osobistych rekomendacji. Z korzyścią dla miłośników muzyki.