Przez Rumunię przetacza się fala protestów. Rząd premiera Sorina Grindeanu obiecując obniżki podatków przed wyborami w grudniu, nie przewidział wystarczająco dobrze źródeł finansowania. Rozwiązaniem sytuacji może być podwyższenie wypłacanych przez spółki skarbu państwa dywidend o 20 proc. Większe korzystanie z wypracowanego przez te przedsiębiorstwa zysku pozwoli zmniejszyć deficyt kraju, który przez ostatnie miesiące bardzo urósł.
Choć Rumunia jest najszybciej rozwijającym się krajem Unii Europejskiej, krytycy rządu wskazują, że jego strategia napędza tylko konsumpcję, zaniedbując inwestycje. Dodają także, że nadmierne korzystanie z dywidendy spółek skarbu państwa tylko pogorszy sytuację kraju. Jak twierdzi Ionut Dumitru z oddziału Raiffeisena w Bukareszcie "efektem ubocznym polityki rządu będzie zmniejszenie zdolności spółek do inwestowania i długotrwałego rozwoju".
Perspektywy budżetu znacząco pogorszyły się po obniżce podatków. Szacuje się, że rumuński deficyt osiągnie 3,6 proc. PKB, co będzie naruszeniem jednej z fiskalnych reguł UE.
Plan Grindeanu zakłada, że spółki kontrolowane przez państwo, takie jak Romgaz (producent gazu naturalnego) zapłacą 90 proc. zysku w dywidendzie. Rząd będzie działał zatem w opozycji do rekomendacji ministerstwa energii, zwracającego uwagę, że firmy z sektora energii powinny zainwestować 14 mld euro do końca 2030 r., by pozostać konkurencyjnym i dalej się rozwijać.