Pierwsze półrocze na światowych rynkach obligacji przyniosło przede wszystkim dużą zmienność. O ile w listopadzie i grudniu zeszłego roku rentowność amerykańskiego rządowego długu oraz państwowych obligacji z wielu krajów mocno rosła (czyli ceny papierów spadały), o tyle na początku 2017 r. trend ten wyhamował. Inwestorzy zaczęli rewidować oczekiwania dotyczące tego, jak bardzo nowe amerykańskie władze mogą przyspieszyć wzrost gospodarczy w USA i jak szybko Fed będzie podnosił stopy procentowe. Rentowność obligacji zaczęła więc spadać, a ceny rosnąć. Ale końcówka czerwca przyniosła kolejny skok rentowności obligacji z USA oraz wielu innych krajów – inwestorzy zaczęli bowiem obstawiać, że Europejski Bank Centralny zacznie odchodzić od ultraluźnej polityki pieniężnej szybciej, niż oczekiwano.
Powrót do Europy
Rentowność amerykańskich obligacji dziesięcioletnich sięgała we wtorek po południu 2,3 proc. i była niewiele niższa niż na początku roku (2,4 proc.), ale wciąż znacząco wyższa niż na początku listopada 2016 r. (1,9 proc.), czyli przed wyborami prezydenckimi w USA. Rentowność niemieckich papierów dziesięcioletnich wzrosła zaś z 0,16 proc. w listopadzie, do 0,21 proc. na początku roku i 0,46 proc. we wtorek. Dość dobrze radziły sobie polskie obligacje rządowe. Rentowność dziesięciolatek co prawda wzrosła z 3,09 proc. na początku listopada do 3,63 proc. na początku stycznia, ale we wtorek wynosiła jedynie 3,27 proc.
Jak wskazują indeksy obligacyjne Bloomberg Barclays, obligacje przyniosły w ostatnim półroczu dość niską stopę zwrotu. Najlepiej wypadły papiery z rynków wschodzących – zagregowany indeks denominowanego w dolarach długu z emerging markets wzrósł od początku roku o 5,1 proc. Indeks długu USA zyskał 2,1 proc., indeks długu z rejonu Azji oraz Pacyfiku wzrósł o zaledwie 0,4 proc., a zagregowany indeks paneuropejski spadł o 0,8 proc.