„Goldilocks" – to słowo często pojawiało się przez ostatni rok w raportach anglojęzycznych analityków. Tego pojęcia nie da się dosłownie przetłumaczyć. Jest to bowiem imię złotowłosej dziewczynki z bajki, która zakradła się do domu trzech misiów i próbowała tam owsianki z ich misek. W jednej misce owsianka była za zimna, w drugiej za gorąca, w trzeciej idealna. Na podstawie luźnych skojarzeń z tą bajką analitycy zaczęli mianem „goldilocks" określać idealne warunki gospodarcze dla hossy. Solidny wzrost gospodarczy, niska inflacja, sprzyjająca polityka pieniężna. Z takimi warunkami mieliśmy do czynienia w zeszłym roku, więc analitycy często podkreślali, że to „goldilocks economy". Sytuacja się jednak zmieniła. Banki centralne odchodzą od ultraluźnej polityki, na horyzoncie pojawiło się ryzyko przyspieszenia inflacji, rentowność amerykańskich obligacji dziesięcioletnich niedawno przetestowała poziom 3 proc. (Jamie Dimon, prezes banku JPMorgan Chase, ostrzega, by przygotować się na 4 proc.), pewne wskaźniki z Europy i USA (np. dane PMI) sugerują spowolnienie gospodarcze, a część ekonomistów zastanawia się, już kiedy nadejdzie w USA recesja. Okres „goldilocks economy" wydaje się odchodzić w przeszłość. Czy nadszedł więc czas pesymistów?
Wysychająca płynność
Koniec „goldilocks economy" może zostać przyspieszony przez wiele czynników: od kryzysów geopolitycznych (np. wojny na Bliskim Wschodzie prowadzącej do dużej zwyżki cen ropy) po błędy banków centralnych. Jednym z czarnych scenariuszy rozważanych przez analityków jest stagflacja w USA, czyli spowolnienie wzrostu, któremu towarzyszy stosunkowo wysoka inflacja. – W nadchodzących tygodniach i miesiącach inwestorzy będą musieli przyzwyczaić się do trudnych i ryzykownych warunków wynikających z mniejszej płynności, większej zmienności i rozczarowujących danych. Będzie to okres zwrotny dla rynku: w dalszym ciągu publikowane będą solidne dane, jednak jeżeli przyjrzymy im się uważniej, dostrzeżemy, że gospodarka wyraźnie hamuje. Przykładem w tym zakresie może być amerykański PKB w pierwszym kwartale. Mimo że sam odczyt PKB jest lepszy od oczekiwanego, niektóre kluczowe czynniki wzrostu amerykańskiego PKB uległy pogorszeniu. Udział wydatków kapitałowych był o połowę mniejszy niż w czwartym kwartale 2017 r.; najwyraźniej jest to również koniec opowieści o „silnym konsumencie", ponieważ w pierwszym kwartale konsumpcja wzrosła zaledwie o 1,1 proc. Prognozy dla Stanów Zjednoczonych z każdym dniem ulegają lekkiemu pogorszeniu. Najważniejszym tematem makro dla USA w nadchodzących kwartałach jest ryzyko stagflacji. Zagrożenie to staje się coraz bardziej realne, a ponadto nie zostało jeszcze uwzględnione w wycenach. Jego wpływ na rynek będzie całkowicie odmienny od trumpflacji z końca 2016 r. – i będzie on najprawdopodobniej w znacznej mierze negatywny – twierdzi Christopher Dembik, dyrektor ds. analiz makroekonomicznych w Saxo Banku.
Jeśli rzeczywiście dojdzie do stagflacji, to z jednej strony będą temu winne banki centralne, a z drugiej główni gracze na rynku ropy naftowej. Załamanie gospodarcze w Wenezueli, porozumienie o ograniczeniu produkcji ropy przez kraje OPEC i Rosję, a także powrót amerykańskich sankcji wymierzonych w Iran to czynniki prowadzące do podwyżek cen ropy, czyli mogące napędzać inflację w wielu krajach. Jednocześnie zacieśnianie polityki pieniężnej przez banki centralne może zaszkodzić akcji kredytowej. Część ekonomistów już dostrzega tego oznaki. Wzrost M3, szerokiego wskaźnika podaży pieniądza, wyhamował w USA pierwszym kwartale 2018 r. do 2 proc. Zwykle za optymalne tempo jest uznawane 4–5 proc. W strefie euro wzrost M3 zwolnił w tym czasie do 2,3 proc., czyli do najniższego poziomu od zakończenia kryzysu w strefie euro. Hamowanie tego wskaźnika zwykle jest sygnałem poprzedzającym spowolnienie gospodarcze. W nadchodzących miesiącach może być pod tym względem gorzej. Fed zmniejsza swoją sumę bilansową w tempie 20 mld USD miesięcznie, a we wrześniu tempo to przyspieszy do 50 mld USD miesięcznie. Europejski Bank Centralny ogranicza zaś skup aktywów w ramach programu QE i do końca roku zaprzestanie go. – Będą z pewnością w sporych kłopotach w przyszłym roku – prognozuje Tim Congdon z amerykańskiego Institute of International Monetary Research.
Czy w przyszłym roku USA i strefę euro może więc czekać recesja? W kwietniu sporym zaskoczeniem był odczyt wskaźnika ostrzegawczego liczonego przez niemiecki Instytut Polityki Makroekonomicznej (IMK). Pokazał on, że ryzyko recesji w Niemczech w nadchodzących trzech miesiącach nagle wzrosło do 32,4 proc. Wpływ na to miał wzrost niebezpieczeństwa wojen handlowych (na których Niemcy mogłyby sporo stracić), ale również ograniczanie płynności w globalnym systemie finansowym.