Mija już osiem tygodni, odkąd przypadki koronawirusa pojawiły się w Singapurze, na Tajwanie, w Japonii i w Korei Południowej. I można powiedzieć, że życie w tych krajach stopniowo wraca do normy. W popularnych klubach Singapuru znów bawią się tłumy. Jedyną oznaką zagrożenia epidemią jest to, że ich bywalcy o wiele częściej niż dawniej idą do toalet myć ręce. To nie oznacza, że nie wprowadzono tam wcześniej ograniczeń dla zgromadzeń publicznych. Singapurski rząd zakazał biletowanych imprez na ponad 250 osób, a także polecił pracodawcom, by w miarę możliwości wysyłali pracowników do pracy zdalnej. Zajęć w szkołach nie odwołał, ale deklaruje, że jest przygotowany, by to zrobić. Potwierdzonych przypadków zachorowań na Covid-19 było blisko 250. Co więc sprawiło, że Singapur mógł pozwolić sobie na stosunkowo łagodną kwarantannę? Przede wszystkim wprowadził działania ochronne na bardzo wczesnym etapie. A gdy zalecał ludziom pozostanie w domach, to ludzie bardzo karnie się do tych apeli zastosowali. Co prawda, w pierwszych dniach tej kwarantanny dochodziło do masowego wykupywania towarów ze sklepów, jednak sytuacja szybko się uspokoiła. Za stosunkowo duży sukces można uznać również reakcję władz w Taipei, Seulu i Tokio wobec koronawirusa. Na czym ten sukces polegał? Na umiejętnym wykorzystaniu doświadczeń z epidemii SARS z 2003 r., czyli innej zarazy, która przybyła z Chin. Tamta lekcja przyczyniła się do tego, że kraje regionu mogły patrzeć podejrzliwie na działania podejmowane przez władze ChRL w początkach epidemii. Skłoniła je również do stanowczych działań na długo wcześniej, zanim „obudziły się" inne rządy.
Naród, który wie, jak się zachować
Przykładem takiej zdrowej zapobiegliwości jest Tajwan (Republika Chińska). Od ChRL dzieli go co prawda cieśnina o szerokości 130 km, ale przed epidemią ruch pomiędzy Tajwanem a Chinami kontynentalnymi był bardzo intensywny. W Chinach pracowało ponad 400 tys. Tajwańczyków, a Tajwan odwiedziło w zeszłym roku ponad 2,7 mln turystów z ChRL. Naukowcy z John Hopkins University prognozowali więc w styczniu, że Tajwan będzie jednym z krajów najmocniej dotkniętych epidemią koronawirusa. Tak się jednak nie stało. Na Tajwanie potwierdzono (do piątku) mniej niż setkę przypadków zarażenia wirusem Covid-19. Jak to się stało, że kraj leżący tak blisko Chin uniknął zarażeń na dużą skalę?
– Główny powód to szybka reakcja i brak wiary w dane przekazywane przez komunistyczne Chiny. Wyspa zaczęła się przygotowywać na wybuch epidemii już 31 grudnia, gdy Pekin zawiadomił WHO o wirusie. Wtedy też wprowadzono ściślejszą kontrolę na granicach, m.in. wprowadzono testy dla przybywających podróżnych, którzy mieli gorączkę, i przeprowadzano dokładny wywiad podejrzanych przypadków, tj. sprawdzano ich historię podróży i kontaktów. 26 stycznia Tajwan jako pierwszy zakazał wjazdu obywateli chińskich z prowincji Hubei, w której znajduje się Wuhan – mówi „Parkietowi" Hanna Shen, polska dziennikarka mieszkająca na Tajwanie. Podkreśla ona niezwykłą sprawność tajwańskich służb. – Istotne w walce z wirusem było wykorzystanie technologii. I tak np. od 14 lutego za pomocą kodu QR odbywa się skanowanie i raportowanie online o historii podróży i objawów zdrowotnych podróżnych. System ten stworzono na Wyspie w ciągu 72 godzin. Do 18 lutego wszystkie szpitale, kliniki i apteki na Tajwanie uzyskały natychmiastowy dostęp do historii podróży swoich pacjentów. Bardzo ważną rolę odegrała też pełna transparentność. Oprócz codziennych briefingów prasowych urzędnicy rządowi, w tym minister zdrowia i wiceprezydent, regularnie informowali obywateli o zaleceniach dotyczących podróży i higieny osobistej, a także o stanie wyposażenia medycznego, np. masek ochronnych – dodaje Shen.
Pamiętajmy jednak, że Tajwan jest w gronie krajów ze służbą zdrowia na bardzo wysokim poziomie. W rankingu Health Care Index, oceniającym systemy medyczne 93 państw, Republika Chińska była przez ostatnie dwa lata z rzędu na pierwszym miejscu.
Co ciekawe, na Tajwanie nie wprowadzono zakazu imprez masowych. Rząd jedynie zalecił, by ich nie organizować, a dla tych, którzy się jednak zdecydują na ich przeprowadzanie, wydał specjalne, zaostrzone regulacje. – Informacje w mediach o mających się odbyć masowych imprezach mimo zagrożenia powodują, że często opinia publiczna domaga się ich odwołania. To pokazuje, że Tajwańczycy są dość czujni, zdyscyplinowani i od początku zdawali sobie sprawę, że koronawirus to nie zwykła grypa. Ci, którzy próbują igrać z ogniem i np. nie przestrzegają zasad kwarantanny, ponoszą kary finansowe. Na początku marca władze Tajwanu ukarały mężczyznę, który opuścił miejsce kwarantanny, grzywną w wysokości 1 mln dolarów tajwańskich (126 tys. zł). Początek wybuchu epidemii na Tajwanie przypadł na ferie związane z jednym z największych świąt na wyspie – Nowym Rokiem Księżycowym. Władze zdecydowały się na przedłużenie ferii do 25 lutego (miały się one zakończyć 11 lutego). Dziś szkoły działają normalnie – relacjonuje Hanna Shen.