Co siódma giełdowa firma w krajach rozwiniętych była w 2017 r. „chodzącym trupem", czyli zombie. Tak określa się przedsiębiorstwa, które nie są w stanie zarobić na obsługę swoich zobowiązań, a na powierzchni utrzymują się dzięki dostępowi do taniego finansowania. W 2010 r., tuż po globalnym kryzysie finansowym, szeregi zombie były nieco większe. Zaliczała się do nich co szósta giełdowa spółka. Ten rekord wkrótce zostanie prawdopodobnie pobity. Od początku lat 80. populacja firm-zombie powiększała się bowiem po każdym kolejnym kryzysie, a w okresach dobrej koniunktury malała jedynie nieznacznie. Obecny kryzys, wywołany przez pandemię Covid-19, może być nawet skuteczniejszym inkubatorem zombie niż wcześniejsze. Większa jest bowiem determinacja rządów i banków centralnych, aby nie dopuścić do niepotrzebnych bankructw. Korzystają na tym przedsiębiorstwa, których upadłość byłaby przejawem zdrowej „kreatywnej destrukcji". A to – na dłuższą metę – może być hamulcem rozwoju gospodarczego. Czy zombifikacja gospodarki, zaobserwowana po raz pierwszy w Japonii w latach 90. XX w., stanie się też problemem Polski?
Trwanie mimo braku perspektyw
Przytoczone statystyki pochodzą z opublikowanego w tym miesiącu artykułu Ryana Banerjee i Borisa Hofmanna, ekonomistów z Banku Rozrachunków Międzynarodowych (BIS), którzy zjawisko zombifikacji rozwiniętych gospodarek badają od lat. Tym razem przyjrzeli się „anatomii i cyklowi życia" firm-zombie, co pozwala lepiej zrozumieć ich szkodliwy wpływ na koniunkturę. Na potrzeby analizy – dotyczącej 14 wysoko rozwiniętych krajów z klubu OECD – przyjęli, że zombie to firmy, które przez dwa lata mają zysk przed podatkami i odsetkami poniżej rocznych zobowiązań odsetkowych, a stosunek ich kapitalizacji do kosztów odtworzenia aktywów (tzn. współczynnik q Tobina) jest poniżej sektorowej mediany. To drugie kryterium pozwala odsiać firmy chwilowo nierentowne, ale mające w ocenie inwestorów dobre perspektywy. Wymusza jednak koncentrację na firmach giełdowych, które nie są reprezentatywne dla całego spektrum przedsiębiorstw. Banerjee i Hofmann siłą rzeczy pomijają więc małe i średnie firmy niepubliczne, które w wielu gospodarkach odgrywają istotną rolę, ale jednocześnie są – według ich ustaleń – najbardziej podatne na zombifikację. To oznacza, że odsetek firm zombie w krajach kontynentalnej Europy, który według ich wyliczeń w przypadku giełdowych spółek wynosił w 2017 r. około 10–15 proc., w całym sektorze przedsiębiorstw był wyższy, mógł sięgać 20–30 proc. Taki był bowiem wśród publicznych firm w krajach anglosaskich, gdzie także małe i średnie spółki chętnie szukają finansowania na giełdzie.
Co wiadomo o „chodzących trupach"? „W zgodzie z wcześniejszymi dowodami nasza analiza pokazuje, że zombie są dużo mniej produktywne niż inne firmy. Zarówno ich wydajność pracy, jak i całkowita produktywność czynników produkcji jest o połowę mniejsza niż w zdrowych podmiotach" – piszą ekonomiści z BIS. To konsekwencja tego, że zombie wyraźnie mniej (relatywnie do aktywów) inwestują w kapitał trwały oraz w badania i rozwój. Takie firmy w normalnych okolicznościach powinny wypaść z rynku, uwalniając zasoby – przede wszystkim te rzadkie, jak wykwalifikowani pracownicy – na rzecz innych, bardziej dynamicznych przedsiębiorstw. Banerjee i Hofmann twierdzą jednak, że tak się dzieje na ograniczoną skalę. „Spośród całkowitej liczby zombie, które pojawiły się od połowy lat 80. XX w., około 25 proc. wypadło z rynku. Z kolei około 60 proc. zdołało się odrodzić, co oznacza, że w pewnym momencie według naszych kryteriów nie zaliczały się do zombie. Ale te odrodzone firmy pozostają słabe. Ich produktywność, rentowność oraz dynamika inwestycji i zatrudnienia są wyraźnie poniżej poziomów typowych dla firm, które nigdy nie były zombie" – wyliczają ekonomiści z BIS. Słabość odrodzonych firm sprawia, że często ponownie zasilają szeregi zombie. Co więcej, prawdopodobieństwo powrotu do tego stanu rośnie. W 2017 r. wynosiło 17 proc. i było trzykrotnie wyższe niż prawdopodobieństwo, że zdrowa firma stanie się zombie.
To właśnie zdolność zombie do przetrwania przez długi czas negatywnie wpływa na dynamizm całych gospodarek. „Problem firm-zombie (w Europie – red.) przyczynił się do pogorszenia wszystkich czynników wpływających na produktywność, której poprawa jest jedynym potencjalnie niewyczerpywalnym źródłem długofalowego wzrostu gospodarczego. Niemal żadne przedsiębiorstwo nie wychodzi z rynku, bo może trwać na nim jako zombie. W efekcie spada też liczba wejść na rynek, bo kapitał jest uwięziony w podmiotach już na rynku obecnych. Mniej wejść i wyjść zwiększa znaczenie innowacji i realokacji wśród firm obecnych na rynku. Ale innowacji i realokacji również jest mniej. Innowacje są bowiem zwykle wprowadzane albo przez nowe firmy, albo pod presją konkurencyjną z ich strony" – tłumaczyli w niedawnym artykule na łamach „Rzeczpospolitej" dr hab. Andrzej Rzońca, profesor w SGH i były członek Rady Polityki Pieniężnej, i Grzegorz Parosa, doktorant tej uczelni.